Gospodarka społeczna wychodzi z cienia

Jacques Defourny, profesor ekonomii na Uniwersytecie w Liege i dyrektorem Centre d’Economie Sociale

Publikacja: 01.02.2008 01:31

Gospodarka społeczna wychodzi z cienia

Foto: Archiwum

Rz: Co pan rozumie pod pojęciem przedsiębiorstwo społeczne?

Jacques Defourny: Wolę mówić o przedsiębiorczości społecznej. To szerszy termin. Na świecie jest wiele jego definicji, które obejmują całe spektrum działań: od zaangażowania w wolontariat na rzecz lokalnych społeczności po działalność związaną ze społeczną odpowiedzialnością biznesu. W zakres tego pojęcia wchodzą także projekty społeczne prowadzone przez międzynarodowe korporacje, podczas gdy przedsiębiorstwa społeczne oznaczają jedynie autonomiczne byty prawne zajmujące się działalnością produkcyjną lub dostarczaniem usług. Przy czym są to organizacje niebędące całkowicie zależne ani od państwa, ani od prywatnych firm działających dla zysku.

Podczas ostatniego spotkania ekonomistów społecznych w Danii przyjęliśmy mniej naukową definicję. Brzmi ona tak: „Przedsiębiorstwa społeczne to działające nie dla zysku prywatne organizacje dostarczające towary lub usługi, których wyraźnie określonym celem jest przynoszenie korzyści społeczeństwu. Opierają się na działaniach wspólnotowych, a w skład swoich władz wybierają przedstawicieli różnych zainteresowanych grup. Organizacje te same ponoszą ryzyko ekonomiczne związane ze swoją działalnością“.

Powiedział pan, że ważne jest, by organizacje te były niezależne finansowo od rządu czy prywatnych firm. W jaki zatem sposób powinny być finansowane?

Organy zarządzające nimi powinny być niezależne, mieć autonomię w zarządzaniu. Gdy przedsiębiorstwo społeczne zależy od państwowych dotacji lub od innych źródeł finansowania, istnieje niebezpieczeństwo realizacji celów głównego donatora, a nie własnych. Przedsiębiorstwo społeczne staje się wówczas niejako ramieniem, przedłużeniem np. sektora publicznego w dziedzinie walki z bezrobociem czy rozwiązywania problemów grup społecznie odrzuconych. Prawdopodobnie najlepszym sposobem zagwarantowania tej niezależności jest przemieszanie różnych źródeł finansowania.

Na początku lat 90. w części krajów Europy Środkowej i Wschodniej wiele pozarządowych organizacji czy inicjatyw społecznych powstawało niemal wyłącznie w oparciu o zagraniczne źródła finansowania; często były to fundacje z USA wspierające budowę gospodarki wolnorynkowej. W miarę jak przybywa przedsiębiorstw społecznych, są one już w stanie korzystać z finansowania pochodzącego z rozmaitych źródeł: środków publicznych, prywatnych firm czy osób indywidualnych. Na tym polega ograniczanie finansowej zależności od jednego donatora czy fundatora.

W krajach o rozwiniętej gospodarce rośnie znaczenie społecznych przedsiębiorców. Dlaczego?

Globalizacja gospodarki wprowadziła dynamiczny rozwój wielu branż. Szybko stało się jednak jasne, ze wiele potrzeb nie zostaje zaspokojo- nych przez siły rynkowe. Najbardziej widoczne jest to tam, gdzie ludzie nie są w stanie zapłacić rynkowej ceny za jakiś towar czy usługę.Państwa Zachodu mają coraz mniej środków na opiekę społeczną. A nawet jeżeli krajowy budżet jest duży, istnieje duża presja na zlecanie usług opieki społecznej zewnętrznym instytucjom. Obawy przed całkowicie państwowymi usługami spowodowały tu zmiany i zlecanie ich prywatnym firmom czy firmom typu non profit. Rozpoczęło się poszukiwanie innego sposobu zaspokajania społecznych potrzeb, różnego od oferty zarówno instytucji publicznych, jak i działających dla zysku firm.

Coraz bardziej staje się więc jasne, że trzeba szukać, jakby powiedział Tony Blair, trzeciej drogi. Osobiście wolę używać określenia trzeciego sektora w gospodarce. Stąd ten rozwój, o który pani pyta. Również w Europie Środkowej i Wschodniej, choć nie czuję się tu specjalistą, powoli staje się jasne, że siły rynkowe i działające dla zysku firmy nie rozwiążą tych wszystkich problemów społecznych, na które państwo nie ma pełnej odpowiedzi.

Po zmianach rynkowych, inaczej niż na Zachodzie, Polacy dopiero kupują swoje pierwsze samochody i mieszkania. Ludzie są bardziej nastawieni na konsumpcję. Chcemy kupować, posiadać. Z badań Stowarzyszenia Klon/Jawor wynika, że Polacy niechętnie angażują własny czas w pomoc innym. Dramatycznie spada liczba wolontariuszy. Socjologowie biją na alarm, że rośnie pomoc SMS-owa, a to najgorsza forma pomocy, gdyż tylko część pieniędzy trafia do potrzebujących. Jakie są przeszkody w rozwoju trzeciego sektora w byłych krajach postkomunistycznych?

Spuścizna reżimu komunistycznego jest tu ogromną mentalną blokadą. Niemal wszystko, co ma w nazwie ekonomię społeczną, w większości jest kojarzone z gospodarką socjalistyczną. W ekonomii są to jednak dwa różne terminy. Wydaje mi się, że jest jeszcze za wcześnie dla Polski, by wyraźnie wydzielić z gospodarki trzeci sektor. Warto pamiętać, że w takich krajach, jak Francja, Belgia czy Niemcy, rozwijał się stopniowo. Początkowo to były organizacje nieformalne, powstałe w odruchu solidarności, nie działające w świetle reflektorów. Dopiero podczas kryzysu państwa opiekuńczego w latach 70. i recesji gospodarczej społeczeństwa zaczęły odkrywać znaczenie trzeciego sektora. Wiem, że również w Polsce są takie zalążki nieformalnych praktyk, pomocy wzajemnej, solidarności, które być może nie są bardzo widoczne, ale to z nich z czasem może się zrodzić coś większego.

Ile osób pracuje dla trzeciego sektora w Europie?

Tak naprawdę nie ma ogólnoeuropejskich statystyk. Są jedynie dla dwóch krajów. We Włoszech, gdzie istnieje status spółdzielni społecznej, w ośmiu tysiącach takich spółdzielni pracuje 250 tysięcy osób. To jedyne wiarygodne dane dla jednego kraju w Europie. W Wielkiej Brytanii, gdzie pojęcie stało się popularne za czasów Blaira, od 2002 r. zaczęto zbierać dane. Dotyczą one jednak ogólnie tych organizacji działających w trzecim sektorze, które są zorientowane na rynkowe źródła finansowania. Rok temu podawano liczbę 15 tysięcy. Ta dotyczy przedsiębiorstw, które w co najmniej 75 proc. finansują się z działań na rynku.

Dla większości pozostałych krajów nie sposób podać takich statystyk. Jedyne, co próbowano zmierzyć, to rozmiary całego trzeciego sektora. Tymczasem przedsiębiorstwa społeczne tylko czasami istnieją w ramach prawnych danego państwa. Na przykład w Belgii w przepisach funkcjonuje „przedsiębiorstwo o celu społecznym“. Natomiast większość firm, które nazwałbym przedsiębiorstwami społecznymi, uważa, że przepisy te są zbyt restrykcyjne. W efekcie mamy tylko 200 zarejestrowanych tego rodzaju firm, choć działa ich znacznie więcej, tylko nie tak prawnie sklasyfikowanych. Podobnie jest we Francji.

W takim razie ile osób pracuje w trzecim sektorze?

Szacuje się, że w większości państw europejskich pracuje w nim od 5 do 15 procent ogółu osób zatrudnionych. Chcę też dodać, że w UE identyfikujemy około 40 modeli przedsiębiorstw społecznych. W tej dziedzinie jest ogromna różnorodność.

Od kilku lat firmy komercyjne chcą pokazać, że są dobre dla społeczeństwa, i angażują się w różne akcje i projekty. Powstał ruch społecznej odpowiedzialności biznesu (Corporate Social Resposibility – CSR). Czy uważa pan, że stanowi on konkurencję dla przedsiębiorstw społecznych?

Są to raczej uzupełniające się inicjatywy. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych widać tendencję do finansowania przedsiębiorstw społecznych przez wielkie fundacje. Czasami jednak firmy angażują się w CSR dla poprawy własnego wizerunku.

Dlaczego zajął się pan ekonomią społeczną?

Kiedy zaczynałem karierę naukową, ludzie patrzyli na nią głównie poprzez działania filantropijne, pracę wolontariuszy czy akcje społeczne dla ludzi ubogich. Podobnie jak kilku innych ekonomistów z różnych stron świata uważałem, że ta dziedzina jest niedoceniana.

Zna pan zapewne wiele inicjatyw przedsiębiorczości społecznej. Która jest pana faworytem?

Mogę podać dwa przykłady, oba z mojego miasta Liege. Jeden projekt prowadzony jest przez firmę Terre. Zatrudnia ona ok. 300 osób społecznie odrzuconych. Zajmują się recyklingiem ubrań i papieru. Najbardziej interesujący w tej firmie jest bardzo transparentny, demokratyczny sposób zarządzania. Władze wybierane są spośród pracowników. Wszyscy zbierają się w piątkowe poranki i dyskutują o organizacji pracy.Rozpiętość płac jest niewielka. Najlepiej opłacany pracownik zarabia najwyżej dwa razy tyle co ten najniżej wynagradzany.

A drugi z ulubionych projektów?

To kino. Ponad 20 lat temu powstała organizacja Les Grignoux działająca na zasadzie non profit, która wyszukuje i pokazuje ciekawe filmy spoza głównego nurtu hollywoodzkiego. Teraz właśnie budują, dzięki dofinansowaniu ze środków lokalnych, kino z dziesięcioma salami. Utrzymują się ze sprzedaży biletów i częściowo ze środków publicznych. Lubię ten projekt, gdyż związany jest z kulturą, a dla większości ludzi ekonomia społeczna ogranicza się do pracy z grupami odrzuconymi.

Od 25 lat zajmuje się pan ekonomią społeczną Czy również w prywatnym życiu angażuje się pan w projekty społeczne?

Tak, w różne, czasami bardziej społeczne, czasami bardziej ekonomiczne. Dla mnie ważna jest koherencja między tym, co robię w życiu prywatnym, a tym, co w zawodowym. Teraz najwięcej czasu poświęcam działaniom związanym z dialogiem kultur i zapobieganiem konfliktom ze społecznościami emigrantów. W moim mieście mieszka wielu emigrantów. Zaangażowałem się w tworzenie w mojej dzielnicy domu, który pomaga tym ludziom znaleźć pracę, zdobyć zawód. Organizujemy też różne wydarzenia kulturalne w celu lepszego wzajemnego zrozumienia naszych społeczności.

Rz: Co pan rozumie pod pojęciem przedsiębiorstwo społeczne?

Jacques Defourny: Wolę mówić o przedsiębiorczości społecznej. To szerszy termin. Na świecie jest wiele jego definicji, które obejmują całe spektrum działań: od zaangażowania w wolontariat na rzecz lokalnych społeczności po działalność związaną ze społeczną odpowiedzialnością biznesu. W zakres tego pojęcia wchodzą także projekty społeczne prowadzone przez międzynarodowe korporacje, podczas gdy przedsiębiorstwa społeczne oznaczają jedynie autonomiczne byty prawne zajmujące się działalnością produkcyjną lub dostarczaniem usług. Przy czym są to organizacje niebędące całkowicie zależne ani od państwa, ani od prywatnych firm działających dla zysku.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację