Windowanie cen najczęściej wywołuje spadek popytu, co powinno ograniczyć apetyty producentów i sprzedawców na podwyżki. Energia elektryczna jest jednak szczególnym towarem - nie da się jej niczym zastąpić, więc można jedynie próbować ją oszczędzać. Tylko jak tu apelować o oszczędności do emerytów, którzy już teraz mają liczniki przedpłatowe? Może zatem nie tylko społeczeństwo, ale i państwo powinno wziąć na siebie część kosztów związanych z uwolnieniem cen i obniżyć podatki. Stanowią one jedną czwartą na rachunku przeciętnego Kowalskiego. A akcyzę w Polsce mamy jedną z najwyższych w Unii Europejskiej.

Propozycje, jakie ma prezes Urzędu Regulacji Energetyki, są sensowne. Mniej istotne jest to, czy wszystkie jego pomysły należy wcielać w życie, ale czasu na wybranie tych najlepszych jest - wbrew pozorom - niewiele. Jeśli rzeczywiście ceny mają być uwolnione od 1 stycznia 2009 r., to już teraz przedstawiciele zainteresowanych ministerstw - Gospodarki, Polityki Społecznej i Finansów - powinni to robić, tak by przed wakacjami zmianami w prawie zajął się parlament.

Skomentuj na blog.rp.pl