To tak naprawdę pytanie o to, czy kupuję obecną wizję państwa dotyczącą rozwoju rynku kapitałowego. A ta wizja niby jest, a tak, jakby jej nie było. Cel został już dawno określony – Warszawa ma się stać centrum finansowym regionu nowej Europy. Nadal za mało decydentów w to jednak wierzy, część nawet wyśmiewa tę ideę jako nierealną. Niestety, tu i teraz potrzebni są pasjonaci. Oni muszą być bardziej widoczni w rządzie, na rynku kapitałowym i w strukturach samorządowych.

Prywatyzacji nie możemy traktować jako celu samego w sobie. To narzędzie do realizowania określonych zamierzeń. Giełda ma już prawie 16 lat. W tym czasie dała zarobić milionom i przyniosła straty także milionom. Teorie spiskowe, że ktoś nią steruje, ktoś ustala kursy i rządzi zleceniami, to fikcja. Przy zarządzaniu cudzymi pieniędzmi zawsze zdarzają się patologie i od tego mamy nadzór finansowy, by minimalizował te zjawiska.

Nie można więc przez pryzmat takich przypadków patrzeć na naszą giełdę. Nie można także inwestorów giełdowych traktować inaczej niż tych, którzy lokują oszczędności w bankach. Po co więc dzielić te grupy i jednych zwalniać od podatku z zysków, a drugich nie? I ostatnia rzecz. Dziś słychać same deklaracje o prywatyzacji państwowych spółek poprzez giełdę. Do dzieła, panowie.