60-letni dzisiaj Josef Ackermann, jeden z najbardziej szanowanych biznesmenów w Niemczech, jest Szwajcarem. Może dlatego miał podstawy, by zostać jednym z głównych architektów nowoczesnego systemu bankowego w Niemczech. Solidny, ale nastawiony na rynek krajowy Deutsche Bank Ackermann przekształcił w międzynarodową instytucję . To pierwszy w 135-letniej historii DB cudzoziemiec na tak wysokim stanowisku. Działał przy tym tak bezwzględnie, jak nie pozwoliłby sobie na to żaden Niemiec. Ograniczył zatrudnienie o 20 procent (14,5 tys. osób), pozbył się akcji niemieckich koncernów ikon, bo nie chciał, aby ich straty obciążyły bilans DB. A dodatkowo publicznie oskarżał niemiecki system gospodarczy, że jest przestarzały.
Ta retoryka przysporzyła mu wielu wrogów, cierpliwie czekających na potknięcie „Kaisera Josefa” . I doczekali się. Kiedy osiem lat temu niemiecka prokuratura postanowiła wyjaśnić, jaka była jego rola w wypłacaniu „złotych spadochronów” (łącznie 55 mln euro) odchodzącym menedżerom koncernu Mannesmann, którzy opuścili firmę po wykupieniu jej przez brytyjski Vodafone, Ackermannowi grożono nawet wieloletnim więzieniem. Prezes DB był wówczas członkiem rady nadzorczej Mannesmanna, a sąd na fali nastrojów antykorporacyjnych znalazł przepisy z 1871 roku, które dowodziły, że zgoda na wypłaty niezapisane w kontraktach to nadużycie. Ackermanna uniewinniono, ale musiał zapłacić 3,2 mln kary. Ten proces nie zachwiał jednak karierą, ani nie zmienił jego postępowania.
Ackermann jest synem lekarza, który żył głównie ze składania połamanych kości narciarzy. Miał 12 lat, kiedy ojciec zaczął wysyłać go latem za granicę, żeby uczył się języków obcych. W szkole najlepsze oceny miał z matematyki, ale nie chciał iść na politechnikę. Wybrał ekonomię i zarządzanie na Uniwersytecie St Gallen. Wykładowcy namawiali Ackermanna, żeby pozostał na uczelni, on wybrał szkolenie wojskowe. Szybko awansował do rangi pułkownika, najwyższego stopnia, jaki mógł uzyskać rezerwista. I tutaj przełożeni namawiali go, by poświęcił się karierze wojskowej. Ostatecznie jednak w 1977 r. dokończył studia i w Narodowym Instytucie Ekonomicznym zrobił doktorat z ekonomii.
Dzisiaj przyznaje, że doświadczenia z wojska bardziej przydały mu się w bankowej karierze niż studia ekonomiczne. – To wojsko nauczyło mnie, jak dzień w dzień rozwiązywać kryzysy, ukierunkowania na konkretny cel i jak najszybszego rozwiązania pojawiających się problemów. To nie oznacza, że z charakteru jest typowym kapralem. Chętnie chodzi z żoną do opery, a DB jest jednym z najbardziej hojnych sponsorów wystaw obrazów, koncertów i konferencji.