.
Zgadzam się, że rzeczywistość dynamicznie się zmienia i za kilka miesięcy mogą się pojawić nowe prognozy. Ale może też być tak, że konieczne będą tylko drobne korekty. Tegoroczny wzrost gospodarczy powinien przekroczyć 5 proc. PKB i jeśli na świecie nie nastąpi żadne gwałtowne tąpnięcie, to jest prawdopodobne, że w 2009 roku gospodarka będzie się rozwijać w tempie zbliżonym do 5 proc. PKB. Cały czas przecież rośnie popyt krajowy, wzrastają płace, zwiększa się zatrudnienie. Poza tym rząd przeprowadził waloryzację rent i emerytur, co także dołożyło pieniędzy na rynek.
Głównym motorem napędzającym gospodarkę będzie więc popyt wewnętrzny?
Tak uważam. Może on bowiem rosnąć nadal szybciej niż PKB, czyli w tempie około 6 proc. Rosnąć będzie też deficyt na rachunku obrotów bieżących, co nieco osłabi szybkość umacniania się złotego. W ubiegłym roku deficyt wyniósł 3,5 proc. PKB, w tym sięgnie 5, a za rok może już przekroczyć poziom 6,5 proc., co nadal nie będzie wysokim wynikiem. Niższy zapewne będzie wzrost inwestycji. W porównaniu z 20-proc. wzrostem w 2007 roku w tym może to być 10 – 15 proc., a w przyszłym około 10 proc.
Nie widzi pan zagrożenia w postaci jeszcze wyższej inflacji?
Wyższe stopy procentowe powodują, że popyt kredytowy rośnie wolniej. Jednocześnie utrzymuje się silna presja płacowa, co powoduje wzrost jednostkowych kosztów pracy, a to może napędzić inflację. Jednak bezpieczniej dla ministra finansów jest założyć, że będzie ona niższa. Nawet jeśli w rzeczywistości wzrośnie, spowoduje to wzrost dochodów podatkowych i pomoże w wykonaniu budżetu.