Nigdy nie był najbardziej promowanym prezesem światowej motoryzacji. Podczas gdy Carlos Ghosn z Renault/Nissana czy Sergio Marchionne z Fiata chętnie udzielają wywiadów i pozują do zdjęć, Mullaly ciężko pracuje i restrukturyzując Forda, chce wyraźnie powtórzyć te wszystkie działania, które sprawdziły się w Boeingu. Znany jest z tego, że jeśli coś robi, całkowicie koncentruje się na tej jednej sprawie. Podczas spotkań z członkami zarządu zawsze poleca wyłączyć telefony i komunikatory. Nie cierpi, jeśli cokolwiek go rozprasza. Od pracowników domaga się ogromnej ilości informacji. Potem już sam spokojnie je analizuje, aby ponownie wezwać zarząd. Podobno jest najlepiej poinformowanym prezesem w branży.

Sądzono powszechnie, że natychmiast po jego przejściu do Forda w zarządzie dojdzie do kadrowej czystki, bo trzeba będzie zrobić miejsce dla ”spadochroniarzy” z Boeinga. Nic takiego się nie stało. Z Boeinga przyszła tylko jedna osoba, i to na stanowisko konsultanta, a największym ”spadochroniarzem” okazał się sam Mullaly. Przez kilka miesięcy po objęciu przezeń stanowiska prezesa Forda analitycy uważali, że w koncernie niewiele się dzieje. Wytykano mu, że chętnie gra w golfa i zarabia krocie. W czasie gdy Rick Wagoner z GM pobierał po dolarze pensji rocznie, Mullaly dostawał prawie 10 mln dol. Gdy jednak zaczął działać, dokonał prawdziwej rewolucji w strukturze organizacyjnej koncernu. Potem pozbył się Jaguara, Landrovera i Astona Martina. Doszedł do wniosku, że koncentrując się na sprzedaży popularnych aut, jest w stanie odzyskać udział w rynku USA, który spadł z 16 proc. rok temu do 13,5 proc. dzisiaj. Na razie nic nie mówi się o tym, aby koncern zamierzał pozbyć się Volvo lub japońskiej Mazdy, w której jest udziałowcem.

Urodził się w 1945 r. w Kansas City w USA. Na University of Kansas zrobił doktorat z zarządzania, ale studiował również inżynierię lotniczą i aeronautykę. Potem doskonalił wiedzę w Massachusetts Institute of Technology. Pracę rozpoczął od Boeinga jako inżynier konstruktor. Do tego lotniczego giganta trafił prosto z uczelni. Jego pomysły przyczyniły się do sukcesów maszyn serii 727, 737, 747, 757 i 767. Do stanowiska prezesa doszedł, awansując na kolejne szczeble. W 2005 roku ”Business Week” uznał go za jednego z najlepszych szefów firm, rok później zaś ”Aviation Week” ogłosił go osobistością roku.

Mullaly’emu pomaga amerykański miliarder Kirk Kerkorian, który kupił 4,7 proc. udziałów w Fordzie, rozczarowany kłopotami z naprawą General Motors i odpornością Rocka Wagonera na jego rady. Tyle że Kerkorian lubi się wtrącać do zarządzania i publicznie udzielać pouczeń. Pytanie, czy Mullaly będzie w stanie to ścierpieć. Bo znany jest z tego, że sam przygotowuje plan i sam pilnuje jego realizacji.