Różnie się to dla pracowniczych aspiracji kończyło. W firmach, w których ambitne działy HR wprowadziły specjalne programy dzielące pracowników na „talenty” i całą resztę, szanse na studia mieli rzecz jasna tylko ci pierwsi.

Teraz ma być inaczej. Czas najwyższy, bo przecież nie jesteśmy krajem słynącym z ludzi z zapałem przyswajających sobie wiedzę po godzinach. Pojęcie „kształcenie się przez całe życie” jest raczej pustym hasłem, a nie zasadą, która trafiła pod strzechy. Dlatego krok, który zrobiła PARP, trzeba pochwalić.

Niektórzy co prawda mogą powiedzieć, że agencja zmieniła zdanie, bo Polska dostała z Unii tak dużo (czytaj: za dużo) pieniędzy na szkolenia, że musimy zawczasu myśleć, jak je wydać. Gdybyśmy mieli polegać tylko na pracodawcach, skutki mogłyby być opłakane. Tym bardziej że i urzędnicy odpowiedzialni za wydawanie unijnych funduszy nie spieszą się z podejmowaniem decyzji. Na razie jeszcze nikt żadnych szkoleń czy studiów z perspektywy finansowej 2007 – 2013, która trwa już przecież jakiś czas, nie przeprowadził. Bez względu na to, co było przyczyną, oddanie decyzji również w ręce pracowników ma duży sens (pracodawcy będą nadal mieli takie same prawa jak dotychczas).

Trzeba chuchać i dmuchać na zawodowe zachcianki wszystkich zatrudnionych, nie tylko tych na wysokich szczeblach firmowej hierarchii. W razie kadrowych problemów zawsze bowiem łatwiej znaleźć kogoś wyedukowanego u siebie, niż szukać kandydatów na zewnątrz.