Sześciolatek już w pierwszej klasie nauczy się, skąd się biorą pieniądze. Ma także rozpoznawać banknoty i dostosowywać swoje oczekiwania do “realiów ekonomicznych rodziny”. Szczególnie ten ostatni postulat wydaje mi się trudny do zrealizowania (Syn: “Mamo, muszę mieć tego iPoda, wszyscy w mojej klasie już mają iPody!”. Matka: “Niestety, syneczku, musisz się dostosować do realiów ekonomicznych naszej rodziny”).
Jednak zmiany planowane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej to i tak krok w dobrą stronę. Wreszcie dzieciaki lizną może trochę podstaw ekonomii – pomyślałem w pierwszej chwili. Obawiam się jednak, że wiedza o funkcjonowaniu gospodarki, przekazywana maluchom, ograniczy się właśnie do wiedzy o funkcjonowaniu bankomatu.
W trwającej od lat debacie na temat reformy szkolnictwa najbardziej radykalni modernizatorzy często używają argumentu “praktyczności”. Czego powinna uczyć dzieci nowoczesna szkoła? Otóż powinna uczyć czynności praktycznych, przydatnych w dorosłym życiu. A jako najbardziej dobitny przykład takiej niezbędnej umiejętności często przytaczane jest wypełnianie PIT. Coś w rodzaju “rozpoznania bojem” przed wejściem w świat dojrzałych, ekonomicznych wyborów.
Teoretycznie wpisywanie odpowiednich słów i liczb w odpowiednie rubryki nie powinno być niczym nadzwyczajnym ani wymagającym od podatnika jakichś specjalnych zdolności. Wiemy jednak, że tak nie jest, bo zeznania podatkowe są dla zwykłego człowieka materiałem wyjątkowo opornym. Dlatego też pomysł, by oswajać z PIT np. gimnazjalistów, na pierwszy rzut oka wydaje się logiczny i uzasadniony. Ale tylko na pierwszy rzut oka...Nie miałbym nic przeciwko lekcjom o PIT, gdyby wcześniej uczniowie i uczennice dowiedzieli się, od jakich słów pochodzi ten skrótowiec i orientowali się, choćby w minimalnym stopniu, czym jest “income”, czyli “dochód” oraz “tax”, czyli “podatek”.
Nie zaszkodziłaby także wiedza, nawet powierzchowna, o popycie i podaży, o budżecie państwa, inflacji, rachunkowości, historii pieniądza, giełdzie, deficycie handlowym, systemach emerytalnych czy wydajności pracy. A także o tym, jak się w Polsce zakłada i prowadzi firmę, aczkolwiek na ten ostatni temat nauczyciele musieliby poświęcić bodaj cały semestr.