ZNP zagroził strajkiem i rząd posłusznie wycofał z konsultacji społecznych projekty nowelizacji Karty nauczyciela i ustawy o zmianie systemu oświaty. Do końca roku pozostało niewiele ponad cztery miesiące, praktycznie nie ma więc szans, aby owe dwie ustawy zostały uchwalone w tym roku. Tym samym została wydłużona lista reform niedokonanych, obejmująca ważne problemy społeczne, a brak reform jest zastępowany wzmożonym finansowaniem ze środków publicznych, czyli z pieniędzy podatnika.
Listę otwiera rzecz jasna służba zdrowia. Uczciwa odpowiedź na pytanie: co przez dziesięć miesięcy nowa ekipa zrobiła na rzecz zmiany sytuacji w służbie zdrowia, brzmi: nic nie zrobiła. Co więcej, na pytanie: co zamierza zrobić w najbliższej przyszłości, można dać tylko jedną odpowiedź: nie wiadomo.
Pewne jest jedynie to, że został zmarnowany najlepszy czas na wprowadzanie zmian, bo w tym roku Narodowy Fundusz Zdrowia dysponuje dochodami większymi prawie o 7 mld zł niż przed rokiem. Pieniądze te praktycznie w całości będą skonsumowane przez podwyżki płac. Na koniec ubiegłego roku, wedle ankiety przeprowadzonej przez Ministerstwo Zdrowia, średnie wynagrodzenie ordynatora i zastępcy ordynatora wynosiło 6417 zł (o półtora tysiąca więcej niż rok wcześniej), obecnie – według raportu tegoż samego ministerstwa – jest to ponad 9000 zł. W przypadku lekarza specjalisty dane te wynoszą odpowiednio: 4531 zł w końcu ubiegłego roku, 3530 zł rok wcześniej i 7000 zł obecnie.
Nikt nie kwestionuje zasadności podwyżek płac lekarzy, nawet tak dużych, 100-proc. w ciągu dwóch lat. Ale ci, którzy wierzyli w zmiany systemowe, zakładali, że podwyżki w takiej skali dostaną lekarze najlepsi i będzie to uhonorowaniem ich dobrej pracy, zasługującej na więcej niż dość mizerna średnia krajowa. Bez reformy podwyżki objęły wszystkich, także tych, którzy nie mogą się wykazać osiągnięciami medycznymi i pracują w szpitalach mających kolosalne zadłużenie (wedle czerwcowej wypowiedzi pani minister Kopacz łącznie ponad 9 mld zł).
Wycofanie się rządu z nieśmiałej reformy szkolnictwa prawdopodobnie przyniesie identyczne skutki. Nauczyciele nie wycofają bowiem żądań podwyżek płac, a domagają się pięćdziesięcioprocentowych. I pewnie, nauczeni doświadczeniem lekarzy, tyle wystrajkują.