Teraz powoli sytuacja się uspokaja. W skali Richtera stan emocji na giełdzie może już nie jest na poziomie ponad 9, ale bliżej mu mimo wszystko do 7 niż do normalnego poziomu 4.

Kiedy więc przyjdzie kres spadków? Czy już dobiliśmy do dna? Trafna odpowiedź na to pytanie oznacza majątek i uznanie day-traderów, czyli żyjących tylko z gry na giełdzie maniaków inwestycyjnych. Prawda jest taka, że nikt tego dokładnie nie wie, bo o pojawieniu się końcowego dołka dowiadujemy się dopiero, gdy na rynkach trwa już trend wzrostowy. Ikona środowiska giełdowego Amerykanin Warren Buffet, który ma warte miliardy dolarów akcje takich firm jak Coca-Cola czy Goldman Sachs, werbalnie już wzywa do końca bessy. Nęci starym porzekadłem, że „jeśli będziecie zbyt długo czekać na drozdy, skończy się wiosna". Dla tych, którzy mają wolną gotówkę i nie muszą jej odzyskać za miesiąc, za sześć miesięcy, a nawet za rok – okazji do zakupów na przecenionym parkiecie jest już bez liku.

Ale nadal kwestią otwartą jest spowolnienie PKB w Polsce. Jak głębokie ono może być? To okaże się dopiero w połowie przyszłego roku. Siłą inercji nasza gospodarka spokojnie przetoczy się do tego okresu, ale jeśli natknie się na gwałtowny spadek eksportu połączony z niższą konsumpcją wewnętrzną i inwestycjami firm, może być nieprzyjemnie. Jeśli to się nie zdarzy, to i na giełdzie, przynajmniej teoretycznie, nie powinno być źle. Rynek kapitałowy dyskontuje przyszłość. Teraz jest na nie, ale jak większość uzna inaczej – zagra inną nutą.

[b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2008/11/18/czy-jest-szansa-ze-gieldy-zagraja-inna-nuta/]skomentuj na blogu[/link][/b]