Firmy głupieją pod natłokiem informacji

- Niedoinformowanie obniża zaufanie do przedsiębiorstw – mówi Jeff Jonas, główny naukowiec IBM

Publikacja: 27.11.2008 02:20

Jeff Jonas jest założycielem firmy Systems Research & Development, przejętej w 2005 roku przez IBM,

Jeff Jonas jest założycielem firmy Systems Research & Development, przejętej w 2005 roku przez IBM, jeden z największych koncernów informatycznych świata

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Twierdzi pan, że przyszłość Internetu nie należy do Google’a i wyszukiwarek. Dlaczego?[/b]

[b]Jeff Jonas:[/b] Wyszukiwarki takie jak Google nie istnieją bez zadanego im pytania. Dane, których nam dostarczą, są tak dobre, jak zadane im pytanie. Jednak nie zawsze wiemy, o co pytać. Dlatego przyszłość polega na scalaniu rozproszonych informacji.

[b]Co to znaczy?[/b]

Dla jakości informacji kluczowy jest jej kontekst, to jak powiązana jest z innymi informacjami. Przyszłością jest zintegrowany system, który łączyłby zarządzanie informacjami z osiągnięciami technologicznymi – np. GPS. W praktyce mogłoby to wyglądać następująco: lądujesz w mieście, jedziesz na spotkanie. Zanim się rozpocznie, masz kilka wolnych godzin. System wie o tym i zaproponuje, by po drodze na spotkanie zajrzeć jeszcze do konkurenta firmy, z którą się spotykasz. Wskaże też drogę i będzie wiedział, czy odpowiednie osoby są w tamtej firmie na miejscu, tak, by nie jechać na próżno. Już teraz udostępniamy wystarczająco dużo informacji o sobie, by zbudować takie usługi.

[wyimek]Wykorzystujemy coraz mniejszą część informacji produkowanych przez społeczeństwo. Przez to firmy stają się podatne na błędne decyzje [/wyimek]

[b]Kto mógłby coś takiego zbudować?[/b]

Nikt jeszcze nie robi takich rzeczy. Firmy i instytucje nie potrafią wykorzystywać wszystkich informacji, jakimi dysponują. Wpatrują się w jeden kawałek puzzli, próbując zgadnąć, jak wygląda cały obrazek. Już teraz udostępniamy informacje o sobie – używamy kalendarzy online, serwisów społecznościowych, w których opisujemy, gdzie byliśmy, co robimy i jaką np. lubimy muzykę, kupujemy w sklepach online, mamy GPS w telefonach. To wszystko źródła informacji. Oczywiście, konsument powinien mieć prawo decydować, jakie dane o sobie udostępnia „systemowi”. Jeśli jednak zbudowane dzięki tym informacjom usługi będą użyteczne, to ludzie sami będą chcieli udostępniać dane o sobie.

[b]Jako społeczeństwo produkujemy i przetwarzamy coraz większe ilości danych. Dokąd to prowadzi?[/b]

Niestety, ilość danych rośnie znacznie szybciej niż zdolność ich przetwarzania. Wykorzystujemy coraz mniejszą część informacji produkowanych przez społeczeństwo. Przez to firmy stają się podatne na błędne decyzje. To zjawisko szczególnie groźne dziś, kiedy mało osób rozumie niuanse globalnej gospodarki i rynków finansowych. Organizacje wykorzystujące tylko kilka procent dostępnych informacji robią głupie rzeczy. Na przykład, kiedy przeniosłem swój rachunek z jednego do drugiego banku, mój nowy bank wydzwaniał do mnie przez kilka miesięcy, pytając, czy nie chcę założyć u nich konta. Przecież już to zrobiłem! To obniża zaufanie.

[b]Czy to w ogóle możliwe, by wykorzystywać wszystkie dostępne informacje?[/b]

Organizacje i instytucje mają złe nawyki. Próbują uzyskać pełny obraz sytuacji, wpatrując się tylko w jedną część układanki. Tymczasem z jednego puzzla nie da się już wycisnąć więcej wiedzy. Firmy gromadzą ogromne ilości informacji, nie zdając sobie sprawy z powiązań między nimi. Jeśli np. instytucje i firmy nie będą sobie zdawać sprawy, że osoba X z listy klientów ma na koncie wyrok za oszustwa, a osoba Y to stały klient ekskluzywnego butiku, będą podejmować złe decyzje.

[b]Co się stanie, jeśli nie zmienimy sposobów zarządzania informacjami?[/b]

[wyimek]Firmy gromadzą stosy danych, ale nic z tego nie wynika. Nie zauważają ryzyka, przeprzuszczając potencjalne okazje[/wyimek]

Błędy będą się mnożyć. Dotyczy to nie tylko biznesu. Podam prawdziwy przykład. Kilka lat temu w Kolumbii Brytyjskiej pewien człowiek chciał adoptować dziecko. Instytucja, która decydowała o adopcji, po przeprowadzeniu wszystkich procedur się zgodziła. Trafiła do niego mała dziewczynka Sherri. Niestety, nikt nie zorientował się, że w innej państwowej bazie danych, do których instytucja decydująca o adopcji nie miała dostępu, ten człowiek figuruje na liście niebezpiecznych przestępców. Przybrany rodzic za miesiąc zamordował dziecko. Śledztwo wykazało, że istniały dane, które mogły zapobiec tragedii, ale nie było sposobu ich wykorzystania. Jeśli organizacje nie będą umiały łączyć informacji, będą podejmować złe decyzje, źle wydawać pieniądze, źle gospodarować zasobami, szacować ryzyko. Myślę, że w tej sferze czeka nas wielka fala innowacji, bo lepsze wykorzystanie danych jest w interesie nas wszystkich.

[b]Kiedy możemy się spodziewać powstania takich systemów informacyjnych?[/b]

Niestety, ilość produkowanych informacji wciąż rośnie, a stopień ich wykorzystania od pewnego czasu się nie zmienia. Mimo to nad nowymi rozwiązaniami pracują już wszyscy, którzy potrzebują informacji, by chronić siebie, swoje zasoby czy klientów. Mam na myśli banki, państwowe służby graniczne i wiele innych.

Odnajdywanie relacji pozwala na maksymalne skrócenie czasu między wykryciem zagrożenia a zapobieganiem lub reakcją. Rok temu bank Goldman Sachs ujawnił, że każda milisekunda, którą zyska w swoich systemach informatycznych reagujących na ruchy na giełdzie, jest warta ok. 500 mln dolarów rocznie. Z kolei np. kasyno w Las Vegas może zostać oszukane na ćwierć miliona dolarów w ciągu kwadransa. Komisja gier ma listy osób, znanych z oszustw, przestępców, którzy zajmują się hazardem, czy osób od niego uzależnionych. Cóż jednak z takiej listy, jeśli oszustwo może się dokonać tak szybko? Stworzyliśmy system NORA (Non Obvious Relationship Awareness). Zebrał razem z 18 list dane osób, które nie powinny się pojawiać w salonach gier. Jeśli człowiek figurujący na liście zarezerwował pokój czy złożył aplikację do pracy w nim, wiedzieliśmy o tym od razu. Nie na koniec tygodnia, czy w raporcie miesięcznym. Natychmiast. Dlatego pozyskiwanie użytecznych informacji nie będzie polegać na zadawaniu pytań jak w Google’u. Chcemy, by dane same znajdowały inne powiązane ze sobą dane i informowały o takich powiązaniach użytkownika, zanim jeszcze on zada pytanie. Bo nie zawsze wiemy, o co pytać.

[b]Co to znaczy?[/b]

Podam przykład. W banku odkrywają przekręt. Ktoś idzie do więzienia. Śledztwo wykazuje, że oszust współpracował z kimś w banku, ale kret nie zostaje ujawniony. Pół roku później jeden z pracowników banku zmienia w dziale kadr adres i konto, na które przelewana jest jego wypłata. Tak się składa, że to ten sam adres, pod którym mieszkał oszust aresztowany pół roku wcześniej. Skąd bank mógłby o tym wiedzieć? Czy ktoś byłby na tyle przewidujący, by zadać sobie pytanie brzmiące „czy ktoś z pracowników zmienił ostatnio adres zamieszkania i jaki to ma związek z oszustwem sprzed pół roku?”. Nie. Wśród firm i instytucji w tradycyjny sposób zarządzających informacją nie ma dziś na świecie takiej, która zauważyłaby coś takiego. Nie analizując relacji między informacjami, nie wiemy, czy te dane są naprawdę ważne. Firmy gromadzą stosy danych, zapełniają archiwa, serwery, ale nic z tego nie wynika. Nie zauważają ryzyka, przepuszczając potencjalne okazje.

[b]Jak systemy mają rozpoznawać powiązanie informacji?[/b]

Poprzez analizę wspólnych właściwości. Podam przykład dwóch informacji. Pierwsza – „Jeff Jonas lubi czarne ubrania”. Druga – „ryby w oceanach giną”. Jak powiązać te informacje? Nie da się, bo nic ich nie łączy. Odkrywanie powiązań polega na pokazywaniu właściwości, które są wspólne – osób, miejsc, tematyki etc. Takich powiązań jest więcej, niż nam się wydaje. Np. z filmu wideo można wyciągnąć obraz tablicy rejestracyjnej samochodu i już mamy związek: ten samochód był w miejscu, w którym nakręcono film. Kto jeździ tym autem? Czym się zajmuje? I tak dalej. Jeśli nie nauczymy się wykorzystywać powiązań, które przecież już istnieją, będzie tak jak w pewnej historyjce obrazkowej. Pokazywała, jak CIA buduje miliony miniaturowych pająków robotów z minikamerami i zrzuca je nad Afganistanem. Na następnym obrazku widać Osamę bin Ladena i mułłę Omara siedzących w jaskini oraz jednego z minirobotów CIA patrzącego na nich. Mułła Omar mówi: – Osama, to jeden z pająków CIA, trzeba go zniszczyć! Osama mu odpowiada: – Spokojnie, CIA zbudowała miliony tych urządzeń. Nie mają możliwości, by jednocześnie analizować obraz z wszystkich.

[b]Czy zbudowanie systemów, o których pan mówi, wymaga superkomputerów i milionowych wydatków?[/b]

Nie. Praca w czasie rzeczywistym, na strumieniach danych, jest znacznie efektywniejsza niż na zapisanych zbiorach. Pokutuje przekonanie, że praca z dużą ilością informacji jest czasochłonna. Tak nie jest, co widać choćby na przykładzie puzzli. Im więcej mamy ich ułożonych na stole, tym szybciej idzie nam układanie reszty, mimo że ilość danych na stole wciąż rośnie. Wraz z ilością przetworzonych danych i ustalonych między nimi relacji rośnie szybkość przetwarzania nowych informacji.

[b]Rz: Twierdzi pan, że przyszłość Internetu nie należy do Google’a i wyszukiwarek. Dlaczego?[/b]

[b]Jeff Jonas:[/b] Wyszukiwarki takie jak Google nie istnieją bez zadanego im pytania. Dane, których nam dostarczą, są tak dobre, jak zadane im pytanie. Jednak nie zawsze wiemy, o co pytać. Dlatego przyszłość polega na scalaniu rozproszonych informacji.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację