Powodem tej sytuacji jest mniejszy niż w ubiegłych latach napływ zagranicznych turystów, głównych klientów krakowskich lokali gastronomicznych i hoteli. Nieco wcześniej prasa pisała, że restauratorzy tęsknią za Anglikami, którzy co prawda rozrabiali po pijanemu, jednak w ostatecznym rachunku zostawiali sporo gotówki.
Krakowscy restauratorzy nastawieni na obsługę turystów odczuwają tym samym skutki kryzysu na Wyspach Brytyjskich. Odczują go także właściciele lokali, gdyż jeżeli nie obniżą czynszów, prawdopodobnie jednych z najwyższych w Polsce, to lokale pozostaną puste do powrotu lepszych czasów.
W przypadku krakowskim kryzys oznacza wymuszoną rezygnację z wysokich zysków wynikających z atrakcyjności Krakowa. Niektórym sektorom gospodarki grozi zapaść z zupełnie innych powodów. Podnajemcy lokali w centrach i galeriach handlowych opłacają czynsze nominowane w euro, co staje się problemem w przypadku słabnięcia złotego. Jeżeli dodać do tego nieco mniejszy ruch klientów, co najprawdopodobniej ma miejsce, to problem staje się bardziej poważny.
Historia zatacza koło. W latach 90. często czynsze były nominowane w dolarach i umacniający się złoty powodował rosnące straty właścicieli lokali. Teraz stratni są wynajmujący. Kryzys dotyka też eksporterów, deweloperów, budownictwo, banki i powiązane z nimi inne rodzaje działalności. Dość łatwo można zidentyfikować i inne kanały transmisyjne kłopotów.
Jednak obok przegranych na kryzysie są także wygrani. Wiedza podręcznikowa wskazuje na producentów taniej żywności i tzw. wyrobów niższego rzędu. Szukanie tańszych zakupów będzie popularne: niektórzy przesiądą się z samochodów do autobusów czy z samolotów do pociągów albo kupią używany samochód zamiast nowego. Jeszcze inni odłożą ważniejsze decyzje zakupowe na później. Supermarkety powinny odczuć napływ dodatkowych klientów, choć obroty niekoniecznie wzrosną. Inaczej mówiąc, popyt oprócz tego, że będzie nieco niższy, to przeniesie się na tańsze artykuły.