Szczyt G20 sporu nie rozstrzygnął. Było kilka populistycznych fajerwerków, jak ograniczenia płac dla bankowców. Kilka groźnych momentów, jak straszenie sankcjami państw, które będą tolerowały raje podatkowe. Na szczęście jednak szala światowego porządku finansowego nie przechyliła się w stronę socjalistycznych antyrynkowych rozwiązań.
Ostrożnie dobierając słowa, przywódcy dali wszystkim poczucie wygranej. Nicolas Sarkozy i Angela Merkel otrzymali obietnice globalnego nadzoru nad finansami i większej przejrzystości, ale ponadpaństwowym instytucjom nie dano nadzwyczajnych uprawnień. Podobnie jak nie zdecydowano się stworzyć z MFW światowego policjanta finansowego.
Prezydent Barack Obama i premier Gordon Brown dostali swoje miliardy na stymulowanie światowej gospodarki, tyle że w bezpiecznej formie zwiększenia rezerw MFW. To dobrze, bo inwestycje pojedynczych państw wprost do prywatnych firm – czego chciał Obama – doprowadziłyby do stopniowej nacjonalizacji. Groźnego zjawiska, które już dziś politykom w USA pozwala ustalać pensje bankowcom, zwalniać prezesów, być panem życia i śmierci koncernów samochodowych. Bilion dolarów MFW ma wspomóc najmocniej dotknięte rynki państw rozwijających się. W tym inwestycje i sektor bankowy w Polsce.
Giełdy odetchnęły. Mogło być znacznie gorzej. Ale to nie jest koniec kryzysu, a tym bardziej to nie koniec wielkiego sporu cywilizacyjnego. Ani Naomi Klein, ani Grzegorz Kołodko, ani tym bardziej prezydent Barack Obama nie pogodzą się z kompromisem. G20 zostawia mnóstwo otwartych kwestii zarówno co do zasad nowych miliardowych pożyczek MFW, jak i kompetencji nowych instytucji supernadzoru. Kanclerz Angela Merkel chciała, żeby szczyt "nie przekreślił kapitalizmu, ale jedynie podokręcał odpowiednie śruby". Na razie jednak wszystkie śruby zostały tylko lekko odkręcone.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/04/02/lekko-odkrecone-sruby-kapitalizmu/]blog.rp.pl/wroblewski[/link]