17 miliardów dolarów – takie cięcia w amerykańskim budżecie rządowym na przyszły rok fiskalny proponuje prezydent Obama. Po zatwierdzeniu ogromnych sum na ratowanie gospodarki deficyt rozrósł się do takich rozmiarów (do jesieni ma sięgnąć ok. 1,8 biliona), że Amerykanie są w zasadzie zgodni co do tego, iż ciąć trzeba. Publikacja długo oczekiwanych szczegółów projektu ustawy budżetowej wywołała w jednak USA debatę na temat znaczenia proponowanej sumy. Czy 17 miliardów to dużo czy mało? Dla zwykłego śmiertelnika brzmi to jak niebotyczna góra pieniędzy. Są nawet na świecie takie kraje, które mogłyby za taką forsę wysłać wszystkich obywateli na roczne wakacje. – Nawet według waszyngtońskich standardów to bardzo konkretne pieniądze – przekonuje Obama.
Nie wszyscy są jednak podobnego zdania. W budżecie największego mocarstwa w historii świata jest to bowiem niewielka kropla – zaledwie pół procent z łącznej sumy ponad 3,5 biliona dolarów. Czołowy republikański senator Judd Gregg porównał proponowane oszczędności do paru ziarenek piasku na pustyni.
Przerzucanie budżetowego piasku jest jednak trudniejsze, niż może się wydawać.
Wiele programów, które wziął na celownik Obama, zostało już dawno namierzonych przez ludzi poprzedniej administracji. Jedną z takich trudnych pozycji jest federalny Program Pomocy przy Przestępczości Imigracyjnej (w skrócie od angielskiej nazwy: CAAP), który wbrew swej nazwie nie służy promowaniu rozbojów z udziałem Meksykanów, lecz ma na celu pokrycie części kosztów, z jakimi dla stanowych budżetów wiąże się ściganie i karanie przestępstw dokonanych przez nielegalnych imigrantów. Rocznie program ten kosztuje amerykańskiego podatnika, bagatela, 400 milionów dolarów.
Obama proponuje likwidację CAAP, twierdząc, że lepiej będzie te pieniądze wydać na ochronę granic. Nie jest jednak w tym względzie odkrywczy: dokładnie to samo próbował zrobić przed rokiem George W. Bush. Na czele heroicznej i zakończonej sukcesem walki o utrzymanie CAAP stanęli jednak ci sami członkowie Kongresu z Marylandu, Nowego Jorku czy Kalifornii, którzy przy innych okazjach głośno biją na alarm, że trzeba ciąć wydatki.