Nie udaje mu się również sprzedać za kilkaset milionów złotych dwóch stoczni, ani też rozwiązać korporacyjnego węzła gordyjskiego, jakim jest konflikt o kontrolę nad PZU.

W świecie idealnej administracji decyzje podejmowane są rozważnie, ale szybko. U nas zarówno w przypadku budżetu, stoczni czy sporu z Eureko urzędników paraliżuje strach. Strach przed głębszymi reformami finansów publicznych (bo a nuż obniżą się słupki poparcia w sondażach). Strach przed społecznymi konsekwencjami upadku kolebki „Solidarności” (bo przecież stocznie nie mogą po prostu zbankrutować, bo co powiedzą związkowcy i opozycja). A w końcu obawa, że za jakąkolwiek decyzję w sprawie PZU urzędnik – i ten na pozycji ministerialnej, i ten siedzący tylko za biurkiem szefa odpowiedniego departamentu – możne trafić albo przed Trybunał Stanu, albo skontroluje go NIK, a na końcu trafić może do prokuratury.

W dodatku premier sam straszy swoich ludzi. Groźba, że zdymisjonuje ministra skarbu, jeśli nie dopnie transakcji sprzedaży stoczni, jest cokolwiek dziwna. Jeżeli jest to rzeczywiście autentyczna transakcja, to inwestor dociśnie teraz nowymi warunkami ministra walczącego o utrzymanie stanowiska i swoją reputację. I minister pewnie więcej odpuści. A więc być może jest to działanie na szkodę państwa. Firmy takiej jak PZU łatwo oddać się nie powinno. To ważny element systemu finansowego Polski. Wierzę, że to jest główny powód przeciągania się rozmów. Chyba że chodzi tu o coś zupełnie innego...

[ul][li][b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/07/29/sprawe-pzu-stocznie-i-budzet-laczy-strach-przed-decyzja/]Skomentuj na blogu[/link] [/b][/li][/ul]