[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/08/01/jeremi-jedrzejkowski-mialo-byc-lepiej-a-moze-wyjsc-jak-zwykle/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Ustawa ma na celu przede wszystkim pomoc przedsiębiorcom dotkniętym skutkami dekoniunktury. To do nich skierowane są m.in. przepisy związane z uelastycznieniem czasu pracy. Na nie narzekali zresztą związkowcy, wskazując, że zapisy faworyzują pracodawców. Jednak okazuje się, że urzędnicy zadbali o uprzykrzenie życia także tym ostatnim.

Resort pracy opracował propozycje sprawozdań, jakie miałyby przedstawiać firmy chcące skorzystać z pomocy. Lista formularzy jest długa. Za długa. Zdaniem ekspertów organizacji przedsiębiorców nie dość, że jest to mnożenie biurokracji, to jeszcze niektóre wymagane informacje przekreślają np. małym i mikrofirmom możliwość skorzystania z subsydiowanego zatrudnienia.

Mam nadzieję, choć może to nadmierny optymizm, że jest jeszcze czas, by takie pomysły zarzucić. Może też planowane oszczędnościowe cięcia zatrudnienia w administracji publicznej sprawią, że urzędnicy zadowolą się mniejszą ilością dokumentów do przetrawienia.

Urzędowa inercja jest też głównym – niezależnie od potrzeb budżetu – argumentem za tym, by przyklaskiwać staraniom ministra skarbu zmierzającym do przyspieszenia prywatyzacji. Jak dowiedziała się „Rz” toczą się w tej sprawie konsultacje z kancelariami prawnymi i domami maklerskimi.