[b] W trakcie wizyty w Polsce premier Rosji Wladimir Putin pogratulował premierowi Tuskowi osiągnięcia 1,1 proc. wzrostu PKB w drugim kwartale 2009 r. Pan z kolei był w mijającym tygodniu w Brukseli – komisarz Unii ds. Monetarnych Joaquin Almunia zrobił to samo? Wcześniej wątpił w pana prognozy. [/b]
Gdy spotkałem komisarza Joaquina Almunię zapytałem go „Joaquin, co się stało?”. On powiedział: „co?”. A ja odpowiedziałem: „no wasze prognozy...”, bo przecież Komisja zakładała spadek PKB w Polsce. A my mamy jedyny wzrost w całej Europie. On odpowiedział: „prognozy Komisji Europejskiej były słuszne, tylko rzeczywistość nam nie dopisała”. (w maju to komisarz Almunia zapytał ministra Rostwowskiego „Jacku co się stało” gdy okazało się, że deficyt sektora finansów publicznych w 2008 r. był zdecydowanie wyższy niż prognozował polski rząd w dokumentach wysłanych do KE – red., Minister finansów powiedział, że nie wie i musi sprawdzić dane).
[b]
Czy powiedział też, że poprawi prognozy wzrostu PKB dla Polski? Szacunek mówi o recesji. Almunia mówił o minus 1,4 proc [/b]
Poczekajmy spokojnie do 16 września.
[b]Chwalił się Pan, że to dzięki rządowi są takie wyniki. Może Pan powiedzieć konkretnie, które działania rządu przyczyniły się do osiągnięcia takiego wzrostu gospodarki w drugim kwartale 2009 r. Ekonomiści mówią, że w zasadzie to tylko zasługa słabego złotego, który pomógł eksporterom.[/b]
Najważniejszą rzeczą było to, że uspokoiliśmy przedsiębiorców i osoby prywatne, że sektor finansowy w Polsce jest zdrowy. Przecież inwestycje w dużych firmach wzrosły, a tego by nie było gdyby istniała niepewność co do tego co się stanie z sektorem bankowym. Ważne było więc wprowadzenie wyższych gwarancji dla bankowych depozytów. Ważne było też utrzymanie wiarygodności wobec inwestorów krajowych i zagranicznych oraz zapewnienie ich, że Polska będzie tym krajem, który będzie oszczędzał pieniądze. To była dobra sekwencja wydarzeń i to jest główna nasza zasługa w tym wzroście. Bo najpierw zacisnęliśmy pasa na 1 proc. PKB i udowodniliśmy rynkom, że mamy determinację, żeby nie stracić kontroli nad finansami publicznymi. W rezultacie byliśmy w stanie uzyskać elastyczną linię kredytową w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, co zahamowało osłabienie złotego.
Nasz rząd aktywnie przeciwdziałał protekcjonizmowi finansowemu i handlowemu. Dzięki temu międzynarodowe grupy bankowe zasiliły nasze banki kwotą 45 mld złotych w krytycznym momencie kryzysu. Gdybyśmy działali w duchu protekcjonizmu, tak, jak podpowiadał PiS, polskie banki nie byłyby w stanie utrzymać wysokiej dynamiki kredytów pod koniec 2008 roku, z której do dzisiaj korzystają przedsiębiorcy. Dzięki wspólnej inicjatywie Donalda Tuska, Mirka Topolanka i Jose Manuela Barroso UE odrzuciła także protekcjonizm handlowy. W przeciwnym razie, fala protekcjonizmu handlowego zalałaby Europę, a wyniki naszego eksportu netto byłyby zupełnie inne niż teraz.
[b]Ekonomiści uważają, że zadziałała jednak zasada - po pierwsze nie szkodzić. Według ekonomistów największą rolę we wzroście PKB w II kw. odegrał jednak słaby złoty, który był korzystny dla eksportu[/b]
Nigdy specjalnie nie przejmowałem się słabym złotym. Było tak aż do momentu, gdy okazało się, że system finansowy może się zdestabilizować. Dlatego w listopadzie zaczęliśmy negocjować z MFW i po uzgodnieniu linii kredytowej podjęliśmy skuteczną interwencję na rynku.
[b] ...o negocjacjach z MFW zresztą napisaliśmy, a resort finansów zaprzeczał...[/b]
Wy napisaliście o negocjacjach w sprawie pożyczki w MFW. I temu zaprzeczyliśmy. Negocjowaliśmy linie kredytową. To zupełnie inne instrumenty. Pożyczka przeznaczona jest dla krajów, które mają problemy, linia kredytowa, dla tych, którzy mają solidne fundamenty gospodarki. A wracając do eksportu, to zgadzam się - słabszy złoty pomógł nam. Ale nie powinniśmy wyciągać z tego wniosków na przyszłość. Podobną rolę jak eksport netto, tyle że negatywną odegrał w II kwartale spadek zapasów. Ale to nie może trwać wiecznie, więc tu spodziewam się odbicia i wzrostu produkcji, co też nam pomoże.
[b] Jest Pan więc zadowolony, że Polska nie jest w strefie euro? Bo to przecież dzięki złotemu udało się przejść przez najgorszy okres kryzysu finansowego suchą nogą.[/b]
Nigdy nie mówiliśmy, że wejdziemy do poprzedzającego euro korytarza walutowego ERM2 natychmiast. Gdybym mógł wejść do ERM2 w marcu gdy złoty był zdecydowanie słabszy niż dziś to nie widziałbym problemu. Ale tak niestety nie mogło się stać. Proszę pamiętać, że gdybyśmy byli w euro to nie byłoby ryzyka załamania sektora finansowego.
[b]Ale pewnie mielibyśmy spadek PKB?[/b]
Gospodarka nawet gdyby miała się kurczyć, to jedynie nieznacznie. Potencjalnie większe ryzyka są dla nas jednak gdy nie mamy wspólnej waluty. Ale na szczęście udało nam się zarządzać tymi ryzykami. Per saldo kraj jest bowiem bezpieczniejszy mając euro. Czy możemy sobie pozwolić, żeby być poza tą strefą w perspektywie najbliższych lat?
[b] A dlaczego nie?[/b]
Bo w średnim terminie będziemy mieli przecież do czynienia z dalszym umocnieniem złotego, a wtedy ludziom będzie się coraz bardziej opłacało brać hipoteki w walutach obcych i kupować opcje walutowe. A przecież kryzys znów może się zdarzyć za 5 czy 7 lat. Wszystkie ryzyka systemu bankowego mogą wrócić. Strategicznie musimy więc wejść do strefy euro, bo tam będziemy mniej narażeni na ryzyka makroekonomiczne.
[b]Czy pojawi się nowa data określająca kiedy rząd będzie chciał przyjąć euro? Za kilka dni mija rocznica zapowiedzi premiera w Krynicy, że złotego zamienimy już w 2012 roku. Dziś to zupełnie nierealne.[/b]
Teraz musimy raczej myśleć o obecnej sytuacji finansów Polski, ale strategicznie nie odstępujemy od euro.
[b]Czy nie obawia się pan znacznego wzrostu importu, bo firmy będą chciały w ten sposób odbudować część zapasów i eksport netto nie będzie już dodatkowym motorem wzrostu. Czy nie będzie czasem tak, że jak Europa w kolejnych kwartałach zacznie wychodzić na prostą a nasz PKB będzie jednak spadał?[/b]
Nie widzę takiego ryzyka. Nie można zapomnieć, że tylko część zapasów pochodzi z importu. Prawdopodobnie najmniej spadły zapasy z importu. A jak Europa zacznie rosnąć to wzrośnie popyt na polskie towary i poprawi się nasz eksport. Dlatego oczekuję, że wzrost gospodarczy w tym roku wyniesie przynajmniej 0,7 proc.
[b] A nadal liczy pan na zysk NBP?[/b]
Nasze argumenty są słuszne i liczę, że ostatecznie bank centralny wpłaci pieniądze do budżetu. Nie akceptuję postawy NBP, że oni przewidują zero zysku w 2009, 2010 i 2011 r., czyli do końca kadencji tego rządu. Wcześniej dostawaliśmy z NBP informacje, które umożliwiały szacowanie wyniku NBP – od czasu tej debaty ich już nie dostajemy. Więc musimy założyć zero wpływów z tego źródła w budżecie.
[b] Ile może wynieść deficyt sektora finansów publicznych w tym roku? Ponad 6 proc. PKB jak prognozuje Komisja Europejska? [/b]
Przeciwko tym prognozom nie protestuję, ale też pod nimi się nie podpisuję.
[b] Może też panu zależeć na tym, by złoty się umocnił, co zmniejszy dług w przeliczeniu na złote. Będzie Pan majstrował z kursem złotego? A może zależy Panu na wzroście inflacji, dzięki czemu automatycznie wzrosną dochody budżetu? [/b]
Taka polityka miałaby krótkie nogi i jej nie prowadzimy. Będziemy też mieli konserwatywne założenia dotyczące inflacji i PKB. Trzymamy koszty pod kontrolą, w wielu dziedzinach nawet je ograniczamy i będziemy konserwatywni jeśli chodzi o prognozy.