Do tej pory Marek Belka, zajmując publiczne stanowiska, nie decydował o polityce monetarnej, tylko o fiskalnej. Teraz czeka go nowe wyzwanie. Nie należy jednak oczekiwać, że nowy prezes stanie się czystym jastrzębiem czy też gołębiem. Można się raczej spodziewać, że jeśli sytuacja będzie tego wymagała, zagłosuje za podwyżką stóp procentowych, a jeśli konieczna będzie obniżka – poprze ją. Będzie reagował w zależności od sytuacji.
Nowy szef banku centralnego, jeśli zostanie oczywiście wybrany, zaakceptuje pewnie wniosek rządu o przedłużenie dostępu do linii kredytowej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Szczególnie, że był jednym ze współautorów tej propozycji. Będzie musiał też odpowiedzieć na pytanie o ocenę dotychczasowych działań NBP na rynku walutowym. Interesujące będzie to, czy podzieli pogląd obecnego kierownictwa NBP, że bank centralny powinien być bardziej aktywny na rynku walutowym i z resortem finansów niejako zarządzać kursem.
Wyzwaniem dla Marka Belki będzie też znalezienie porozumienia z obecnym zarządem NBP, a zwłaszcza z Witoldem Kozińskim, który odpowiada za przeprowadzanie interwencji na rynku walutowym. Sądzę, że nie będzie z tym problemu. Ale największym zadaniem dla nowego szefa NBP będzie wyciszenie konfliktu pomiędzy zarządem NBP i członkami RPP, której zostanie przewodniczącym, a nawet pomiędzy poszczególnymi członkami samej Rady. Sprawy NBP i RPP powinny zniknąć z czołówek gazet, bo przecież polityka pieniężna powinna być nudna i prowadzona w zaciszu bankowych gabinetów.
Można się też zastanawiać, czy Belka nie spróbuje przekonać PO, że nadzór nad rynkiem finansowym powinien znów wrócić do banku centralnego. Jako dyrektor w MFW na pewno uważa, że ostatni kryzys wyraźnie wskazał konieczność koncentracji nadzoru w jednym miejscu – właśnie w banku centralnym. Osobiście chciałbym, żeby głos nowego prezesa NBP był też wyraźnie słyszany w globalnej dyskusji o międzynarodowym nadzorze nad rynkami finansowymi. Dotychczasowa pozycja może mu to ułatwić.