Zakładając oczywiście, że irlandzki właściciel poznańsko-wrocławskiego banku będzie chciał go ostateczne sprzedać, i to właśnie PKO BP

Przy dużym szczęściu operacyjne połączenie, czyli głównie integracja systemów  IT oraz stworzenie wspólnej oferty produktów, potrwa kolejne co najmniej trzy kwartały. Mamy więc rok 2012. Połączony bank ma co najmniej o 15 proc. wyższe zyski niż spółki działające oddzielnie (co skutkuje wypłatą wyższych dywidend), klienci z połączenia są zadowoleni, a zwolnionych pracowników tych instytucji jest naprawdę garstka.

Ale koniec marzeń, zejdźmy już na ziemię. Dziś wiadomo tylko jedno: PKO BP ma 50 proc. szans na przejęcie BZ WBK. Kolejne 50 proc. należy do jednego z większych banków europejskich, który ma słabą pozycję w Polsce. Tak wynika z wczorajszego raportu renomowanego banku inwestycyjnego UBS. Może więc będzie to francuski BNP Paribas (w Polsce znany bardziej jako Fortis), a może brytyjski HSBC.

Pewne jest tylko jedno. Kupić drogo to kupić źle. Widać to chociażby na przykładzie transakcji przejęcia litewskiej rafinerii Możejki przez PKN Orlen. Dlatego PKO BP płacić każdej ceny nie powinien. Cenne jest jednak to, że ta transakcja pokaże też siłę lobbingu polskiego państwa na europejskich salonach. Czy na różnych szczeblach decyzyjnych od radcy handlowego w Dublinie, po ministra finansów Jacka Rostowskiego i kończąc na premierze i szefie Komisji Nadzoru Finansowego jest szansa na koordynację działań? Bo dyplomatycznym profesjonalizmem na pewno wykażą się Brytyjczycy czy Francuzi.