[b]Rz: Viktor Orban uzdrawia finanse publiczne w sposób, jak sam to określił, nieortodoksyjny: zmniejsza podatki dla osób fizycznych i pobudza gospodarkę.[/b]
Attila Bartha: Węgrzy doświadczają restrykcyjnej polityki budżetowej już od 2006 roku. Deficyt doszedł wtedy do prawie 10 procent produktu krajowego brutto. Pod koniec 2008 roku, wraz ze światowym kryzysem, przyszła kolejna fala oszczędności. Nowy rząd ma więc do czynienia ze społeczeństwem zmęczonym wyrzeczeniami i postanowił szukać innych metod fiskalnej stabilizacji, bez kolejnych obciążeń dla obywateli. I zerwał umowę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.
[b]Do jakiego stopnia ta decyzja była podyktowana racjami politycznymi, chęcią pokazania, że rząd jest niezależny od zagranicznych doradców?[/b]
Na pewno taka motywacja odegrała znaczącą rolę. Ale przede wszystkim chodziło o powstrzymanie tej spirali wyrzeczeń. Na szczęście dla nowego rządu decyzje podjęte przez drugi gabinet socjalistów już przyniosły efekty w postaci znaczącego ograniczenia deficytu budżetowego. Do tego nowy rząd w celu zdobycia dodatkowych środków zdecydował się na wycofanie z reformy emerytalnej. To akurat bardzo ryzykowna decyzja z punktu widzenia potrzeby średnio- i długoterminowej stabilizacji fiskalnej. I wreszcie nakłada podatki na sektory, które nie są w stanie dokonać szybkiej relokalizacji.
[b]Za granicą decyzja o podatkach przedstawiana jest jako wymierzona w obcy kapitał. [/b]