Jeszcze gorzej, że posłowie to umocnienie franka – wciąż najpopularniejszej waluty wśród Polaków spłacających kredyty mieszkaniowe – postanowili wykorzystać w kampanii wyborczej i spróbowali zdjąć z kredytobiorców ciężar spreadów walutowych. Spreadów, czyli de facto dodatkowej prowizji, jaką banki pobierają przy okazji wymiany walut na potrzeby księgowania kolejnych rat kredytów.
Przygotowane w pośpiech
Ta obniżka będzie wymagała od klientów banków dodatkowego wysiłku – trzeba będzie poświęcić czas na modyfikację umów kredytowych, ale przede wszystkim na comiesięczne poszukiwania franków. Gdzie? W innych bankach, w kantorach. Nie łudźmy się – sprzedającym franki stworzono okazję do dodatkowego zarobku.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że kampania antyspreadowa miała głównie charakter edukacyjny. Edukacja finansowa Polaków odbywa się cyklicznie – niemal dziesięć lat temu wielu z nas nacięło się na pierwsze tzw. lokaty antybelkowe (dające odsetki niższe niż zwykłe depozyty po uwzględnieniu podatku), później była moda na fundusze inwestycyjne i giełdę (i straty po wybuchu kryzysu) czy opcje walutowe.
Teraz uczymy się na spreadach. Instytucje finansowe szukają kolejnych możliwości zarabiania, więc na tym się nie skończy