Obaj dążą, przynajmniej w zapowiedziach, do pobudzenia gospodarki. Tylko pierwszy mówi o kryzysie i o konieczności zmniejszenia jego skutków. A drugi o zbliżających się wyborach. Bo prezentację swojego programu podatkowego zakończył zdaniem: „czy nasze ustawy wejdą w życie, zależy od decyzji wyborczych społeczeństwa".
Prezes Kaczyński ma rację. Polski system podatkowy jest skomplikowany, mało przejrzysty i pełen nonsensów. A jedno, co jest w nim stałe, to ciągłe zmiany (jak w amerykańskiej korporacji). Ale tak naprawdę nie wiadomo, na czym mają one polegać. Pomimo zapewnień, że PiS ma projekty ustaw – dziennikarze i uczestnicy dyskusji na forum krynickim ich nie dostali. Nie wiadomo, na czym ma polegać eliminacja dyskryminacji podatkowej osób
utrzymujących się z pracy. Takie enigmatyczne zapowiedzi polityków zazwyczaj oznaczają podnoszenie podatków, a nie ich obniżenie. Największa partia opozycyjna wykonuje jedynie słowny ukłon w stronę klasy średniej. Ale nie mówi nic o spłaszczeniu stawek podatkowych. Chce honorować przedsiębiorstwa innowacyjne. Ale z propozycji prezesa najpierw będą korzystały duże firmy, małym będzie trudno sprostać wymogom innowacyjności rozumianym przez PiS.
Dodatkowo jego partia przewiduje przyznawanie odliczeń, czyli ulg. A te zawsze są uzależnione od woli polityków i od tego, w jaki sposób głosują w parlamencie. Dopóki programy partii będą obdarowywały ulgami (nawet najbardziej słusznymi), tak długo system podatkowy będzie skomplikowany i podatny na zmiany.