W końcu czerwca Polska miała statystycznie 38,2 mln obywateli. Co ważne, ta liczba w tym roku praktycznie się nie zmieniła. W rzeczywistości jest nas na pewno mniej, bo szacuje się, że 1 – 2 mln ludzi mieszka i pracuje za granicą. Oczywiście można się cieszyć z tego, że Polaków nie przybywa i dzięki temu bezrobocie będzie mniejsze. Ale taka sytuacja nie daje państwu korzystnych perspektyw. Ubywa bowiem młodych ludzi, a przybywa emerytów, których trzeba utrzymywać ze składek płaconych przez co raz mniej licznych ludzi mających zatrudnienie.

Dziś przeciętnie zarabiająca rodzina dostaje od państwa jednorazowo 1000 zł za urodzenie dziecka. Ci, którzy płacą podatek dochodowy, mogą odliczyć sobie od nie go co roku ponad tysiąc złotych na każdą pociechę. Po za tym państwo utrzymuje szkoły, przedszkola i zakłady opieki zdrowotnej dzieci. Przy ostatnim kryzysie zrezygnowano z ulg w VAT od artykułów dziecięcych. Dodatkowo Bruksela zmusiła nas do podniesienia VAT od pieluszek. Tak więc praktycznie nie mamy polityki prorodzinnej. Tysiąc złotych rocznie na dziecko, a tym bardziej płacone jednorazowo przy urodzeniu becikowe nie powinny zmieniać decyzji w sprawie posiadania dzieci.

War to przypomnieć, że gdy Zyta Gilowska minister finansów w rządzie PiS, zaczęła walkę o ulgę podatkową na dzieci, miała ona być płaco na tylko rodzinom posiadającym co najmniej troje potomków. Niestety, pani minister chwilowo przestała pełnić swoją funkcję i w tym okresie jej partyjni koledzy rozszerzyli ulgę na wszystkie dzieci. A tak to jest w finansach, że gdy coś dostają wszyscy, to nie otrzymują nic albo prawie nic. Tak było w tym przypadku, ponieważ pieniądze trafiły do wszystkich, to ich wartość w przeliczeniu na jedno dziecko jest tak mała, że nie zmieni sytuacji materialnej rodziny. Ponieważ rodziny liczące co najmniej pięcioro członków stanowią około 15 proc. gospodarstw domowych, można szacować, że kwota przypadająca na jedno dziecko wzrosłaby około dziewięciu razy. Czyli trzyosobowa rodzina zamiast 3 tys. zł rocznie dostawa łaby około 21 tys. zł (1,75 tys. miesięcznie). To są pieniądze, które miałyby realny wpływ na poziom życia nawet tak licznej rodziny.

W czasie expose premiera się przekonamy, czy rzeczywiście Platforma Obywatelska chce wrócić do rozwiązania przygotowanego niegdyś przez minister Gilowską. Jeżeli tak się stanie, jest duża szansa na odwrócenie niekorzystnych tendencji demograficznych. Ważne jest, że to rozwiązanie wymaga też zmiany sposobu wypłacania rodzinom tych pieniędzy. Niewiele rodzin dziś odprowadza 27 tys. zł podatków. Więc za miast ulgi musiałby być jakaś forma zasiłku wypłacana też np. rodzinom wiejskim. Trzeba mieć nadzieję, że pogłoski o zmianie systemu wspierania rodzin okażą się prawdziwe i że będzie to prawdziwa reforma, a nie akcja cięcia wydatków budżetowych, kosztem przyszłych, nielicznych już pokoleń.