O kryzysie, którego nikt nie widział

Polska gospodarka nie chce poddać się kryzysowi, zupełnie jakby nie oglądała wiadomości i nie czytała gazet, a kolejne dane makroekonomiczne malują pozytywny obraz sytuacji

Publikacja: 05.03.2012 01:38

O kryzysie, którego nikt nie widział

Foto: Fotorzepa, Pasterski Radek PR Pasterski Radek

Red

Od pew­ne­go cza­su sło­wo „kry­zys" nie scho­dzi z ust dzien­ni­ka­rzy, nie­któ­rych eko­no­mi­stów i po­li­ty­ków. Prze­rwa w mó­wie­niu o kry­zy­sie po... po­przed­nim kry­zy­sie lat 2008 – 2009 mi­nę­ła nie­zau­wa­że­nie. Co­dzien­nie me­dia in­for­mu­ją nas, że „kry­zys nad­cho­dzi", „jest źle i bę­dzie co­raz go­rzej".

Tym­cza­sem „nie­po­kor­na" go­spo­dar­ka nie chce się pod­dać kry­zy­so­wi, jak­by nie oglą­da­ła wia­do­mo­ści i nie czy­ta­ła ga­zet, a ko­lej­ne twar­de da­ne ma­kro­eko­no­micz­ne ma­lu­ją zu­peł­nie in­ny, bar­dziej po­zy­tyw­ny ob­raz. Rów­nież przed­się­bior­cy, z któ­ry­mi roz­ma­wiam co­dzien­nie, kry­zy­su żad­ne­go nie spo­tka­li. O co więc cho­dzi?

Pesymistyczne nakręcanie

Mo­im zda­niem ma­my do czy­nie­nia ze swe­go ro­dza­ju błęd­nym ko­łem. Wśród eko­no­mi­stów czy ana­li­ty­ków za­wsze znaj­dą się ta­cy, któ­rzy pro­gno­zy ma­ją pe­sy­mi­stycz­ne, a cza­sem na­wet za­po­wia­da­ją ry­chły ko­niec świa­ta fi­nan­sów w zna­nym nam obec­nie kształ­cie.

Co wię­cej, ta­kie fa­ta­li­stycz­ne pro­gno­zy mo­gą przy­nieść „eks­per­to­wi" znacz­ny me­dial­ny roz­głos. Me­dia – nad czym oso­bi­ście ubo­le­wam – du­żo chęt­niej pod­chwy­tu­ją in­for­ma­cje wska­zu­ją­ce mo­żli­wość na­dej­ścia ka­ta­kli­zmu, niż chwa­lą so­lid­ne pod­sta­wy i zdro­we tem­po roz­wo­ju pol­skiej go­spo­dar­ki.

Czy­żby cho­dzi­ło tu o za­spo­ka­ja­nie na­szej na­ro­do­wej po­trze­by cier­pie­nia i nie­umie­jęt­no­ści świę­to­wa­nia suk­ce­sów? Nie­daw­na wrza­wa wo­kół Sta­dio­nu Na­ro­do­we­go jest dla mnie wy­mow­nym te­go przy­kła­dem. Nie po­tra­fi­my być dum­ni, że w miej­scu szpet­ne­go tar­go­wi­ska ma­my te­raz je­den z naj­no­wo­cze­śniej­szych sta­dio­nów w Eu­ro­pie, któ­ry po­wstał szyb­ciej i za mniej niż po­dob­ne obiek­ty w wie­lu bar­dziej za­awan­so­wa­nych go­spo­dar­czo kra­jach.

Wo­li­my zrzę­dzić i gde­rać, że nie od­był się na nim je­den mecz pił­kar­ski, niż się cie­szyć, że przez dzie­siąt­ki ko­lej­nych lat bę­dzie­my mo­gli na no­wo­cze­snym obiek­cie oglą­dać świa­to­wej kla­sy wy­da­rze­nia spor­to­we i kul­tu­ral­ne, któ­re do tej po­ry sto­li­cę Pol­ski omi­ja­ły.

Oczy­wi­ście da­le­ki je­stem od stwier­dze­nia, że nie­któ­rzy ana­li­ty­cy spe­cjal­nie sto­su­ją tak­ty­kę „pe­sy­mi­zmu", by czę­ściej być za­pra­sza­ny­mi przed ka­me­rę. Ła­two jed­nak za­uwa­żyć, że tych, któ­rzy wy­po­wia­da­ją się w ne­ga­tyw­nym to­nie, jest znacz­nie wię­cej niż opty­mi­stów lub ta­kich, któ­rych pro­gno­zy mo­żna by uznać za neu­tral­ne.

Na­krę­ca to swe­go ro­dza­ju spi­ra­lę, któ­ra wpły­wa choć­by na roz­ma­ite in­dek­sy ocze­ki­wań przed­się­bior­ców (jak PMI czy „nasz" ban­ko­wy Pen­gab). Pe­sy­mi­stycz­ne po­zio­my wspo­mnia­nych in­dek­sów wra­ca­ją do eko­no­mi­stów, któ­rzy zno­wu mo­gą po­wie­dzieć, że „na­stro­je wśród przed­się­bior­ców nie na­pa­wa­ją opty­mi­zmem".

Co wię­cej, ana­li­ty­cy wpły­wa­ją też na sie­bie na­wza­jem. Me­dia pu­bli­ku­ją ma­te­riał, eko­no­mi­ści wy­ko­nu­ją swo­ją pra­cę, a słu­cha­ją­cy lub czy­ta­ją­cy to przed­się­bior­ca czy kon­su­ment za­czy­na so­lid­nie się oba­wiać, co przy­nie­sie ju­tro.

Gdzie to załamanie

Co na to przed­się­bior­cy? Co na to go­spo­dar­ka? Py­ta­ni prze­ze mnie licz­ni wła­ści­cie­le i pre­ze­si firm re­pre­zen­tu­ją­cy ró­żne bra­nże twier­dzą, że na śla­dy kry­zy­su ostat­nio w ogó­le nie na­tra­fi­li. Dla wie­lu, z któ­ry­mi roz­ma­wia­łem, ostat­ni kwar­tał ubiegłego ro­ku czy pierw­sze mie­sią­ce bie­żą­ce­go to czas dy­na­micz­ne­go, czę­sto re­kor­do­we­go wzro­stu wy­ni­ków.

In­we­sty­cje pry­wat­ne sta­ją się po­wo­li głów­nym mo­to­rem na­pę­do­wym wzro­stu pol­skie­go PKB, za­stę­pu­jąc wy­dat­ki pu­blicz­ne. W tym ro­ku ten­den­cja ta bę­dzie się po­głę­biać.

Fir­my bio­rą pod uwa­gę rze­czy­wi­ste po­trze­by i in­we­stu­ją, bo chcą i mu­szą się roz­wi­jać. Ich mo­ce pro­duk­cyj­ne nie wy­star­cza­ją na za­spo­ko­je­nie po­py­tu na ich wy­ro­by, po­trze­bu­ją za­tem no­wych ma­szyn, hal mon­ta­żo­wych czy li­nii pro­duk­cyj­nych.

Skąd bio­rą na to pie­nią­dze? Oprócz zgro­ma­dzo­nych oszczęd­no­ści co­raz czę­ściej się­ga­ją ta­kże po fi­nan­so­wa­nie dłu­żne. Kre­dy­ty kor­po­ra­cyj­ne osią­gnę­ły w ze­szłym ro­ku naj­wy­ższy po­ziom w hi­sto­rii i na­dal po­win­ny ro­snąć. We­dług da­nych Ko­mi­sji Nad­zo­ru Fi­nan­so­we­go, kre­dy­ty in­we­sty­cyj­ne MSP na ko­niec III kwar­ta­łu 2011 r. wzro­sły w ska­li ro­ku o 18,7 proc., a du­żych firm o 15 proc.

Głównym motorem napędowym wzrostu polskiego PKB powoli stają się inwestycje prywatne, zastępując wydatki publiczne

Po raz pierw­szy od lat po­życz­ki dla firm ro­sły szyb­ciej niż te udzie­la­ne oso­bom pry­wat­nym na za­kup miesz­kań. Nie wi­dać też oznak, ja­ko­by już udzie­lo­ne kre­dy­ty mia­ły się psuć – jak na „kry­zy­so­we" cza­sy są spła­ca­ne nad wy­raz re­gu­lar­nie.

Eks­port, dzię­ki sła­be­mu zło­te­mu pod ko­niec ze­szłe­go ro­ku, wy­strze­lił moc­no w górę, im­port ma się rów­nież bar­dzo do­brze.

Sła­ba wa­lu­ta ma jed­nak ne­ga­tyw­ny wpływ na kon­sump­cję. Wy­so­kie kur­sy fran­ka i eu­ro spo­wo­do­wa­ły wzrost rat kre­dy­tów hi­po­tecz­nych. Je­że­li do­ło­ży­my do te­go ro­sną­ce w 4 – 5-proc. tem­pie ce­ny, mo­że­my za­uwa­żyć, że prze­cięt­ny oby­wa­tel na­sze­go kra­ju mu­si wy­da­wać na pod­sta­wo­we po­trze­by co­raz wię­cej. Mniej zo­sta­je mu za­tem do roz­dy­spo­no­wa­nia na in­ne. In­we­sty­cje więc ro­sną, a kon­sump­cja bę­dzie spa­dać, co za­tem z PKB? We­dług na­szych ana­li­ty­ków, któ­rzy – za­zna­czę – są chy­ba jed­ny­mi z naj­bar­dziej opty­mi­stycz­nych na ryn­ku (przy czym my­lą się rzad­ko), wzrost PKB w 2012 ro­ku wy­nie­sie 2,8 proc. To chy­ba nie da­je nam upraw­nień do stwier­dze­nia, że w Pol­sce jest al­bo bę­dzie kry­zys. Trze­ba by ca­łej gó­ry pe­sy­mi­zmu, by sta­bil­nie roz­wi­ja­ją­cej się w przy­zwo­itym, pra­wie 3-pro­cen­to­wym tem­pie go­spo­dar­ce przy­piąć ety­kie­tkę po­grą­żo­nej w kry­zy­sie.

Polska poza okiem cyklonu

Czy za­tem kry­zy­su nie ma? Jest, ale nie w Pol­sce, tyl­ko w czę­ści stre­fy eu­ro. Rze­czy­wi­ste pro­ble­my ma­ją Ir­lan­dia, Por­tu­ga­lia, Hisz­pa­nia, Wło­chy i oczy­wi­ście Gre­cja, któ­rej PKB w czwar­tym kwar­ta­le spadł o 7 pro­c. w uję­ciu rocz­nym.

Mi­mo że przy­czy­ny kry­zy­su są in­ne od te­go, któ­ry wy­buchł w 2008 ro­ku, wnio­ski, któ­re zo­sta­ły wy­cią­gnię­te na je­go pod­sta­wie, są bar­dzo przy­dat­ne. Ban­ki cen­tral­ne i pań­stwa są bo­gat­sze o cen­ne nie­od­le­głe w cza­sie do­świad­cze­nia. Europejski Bank Centralny i amerykańska Rezerwa Federalna za­opa­tru­ją ryn­ki w tak po­trzeb­ną płyn­ność.

Przy­po­mnij­my, że po upad­ku Leh­man Bro­thers to wła­śnie nie­do­bór pie­nią­dza na ryn­ku i brak za­ufa­nia spo­wo­do­wa­ły pro­ble­my ban­ków, co z ko­lei ne­ga­tyw­nie prze­ło­ży­ło się na fi­nan­so­wa­nie firm, ma­so­we ban­kruc­twa i re­ce­sję. Te­raz in­sty­tu­cje wy­da­ją się bar­dziej od­po­wie­dzial­ne, wpro­wa­dza­ją oszczęd­no­ści, pom­pu­ją w go­spo­dar­kę set­ki mi­liar­dów eu­ro.

Ban­ki zo­bli­go­wa­ne przez Eu­ro­pej­ski Nad­zór Ban­ko­wy (EBA) szu­ka­ją ka­pi­ta­łu i wpro­wa­dza­ją pro­gra­my na­praw­cze. Wi­dać, że w krót­kiej per­spek­ty­wie re­gu­la­cje te za­dzia­ła­ły, że wiel­kiej re­ce­sji nie wi­dać. Czy jed­nak w dłu­ższej per­spek­ty­wie przy­nie­sie to ocze­ki­wa­ny efekt? To na­dal po­zo­sta­je nie­ja­sne.

Nie po­win­ni­śmy się też oba­wiać, że kry­zys z pe­ry­fe­ryj­nych kra­jów stre­fy eu­ro ude­rzy moc­no w Pol­skę. Je­ste­śmy ra­czej ob­ser­wa­to­rem tych wy­da­rzeń.

Na­sza go­spo­dar­ka jest w bar­dzo du­żym stop­niu uza­le­żnio­na od go­spo­dar­ki nie­miec­kiej. Tra­fia tam po­nad jed­na czwar­ta na­sze­go eks­por­tu.

Według naszych analityków wzrost PKB w Polsce w 2012 roku wyniesie 2,8 proc.

Niem­cy mi­mo za­an­ga­żo­wa­nia spo­re­go ka­pi­ta­łu w kra­je pe­ry­fe­ryj­ne są go­spo­dar­ką o bar­dzo sil­nych fun­da­men­tach. Trud­no wy­obra­zić so­bie ska­lę, ja­ką mu­siał­by przy­brać obec­ny kry­zys, by mógł on po­wa­żnie za­gro­zić ta­kie­mu ko­lo­so­wi.

Co wię­cej, wydaje się, że pol­skie fi­nan­se pu­blicz­ne są trzy­ma­ne w ry­zach przez obec­ny rząd. A to prze­cież roz­rzut­ność i brak od­po­wied­niej kon­tro­li nad wy­dat­ka­mi do­pro­wa­dziły Gre­cję i in­ne kra­je do ta­kie­go sta­nu.

W ten po­zy­tyw­ny sche­mat wpi­su­ją się rów­nież pol­skie ban­ki. Do­sko­na­le wy­po­sa­żo­ne w ka­pi­tał i płyn­ne – osią­ga­ją re­kor­do­we zy­ski. Mi­mo me­dial­nych szu­mów nie za­no­si się rów­nież na znacz­ne wstrzy­ma­nie ak­cji kre­dy­to­wej ste­ro­wa­ne ze spół­ek ma­tek z Eu­ro­py Za­chod­niej.

Oczy­wi­ście oba­wa o za­trzy­ma­nie eks­pan­sji kre­dy­to­wej w związ­ku z po­trze­bą do­ka­pi­ta­li­zo­wa­nia eu­ro­pej­skich gra­czy ist­nie­je. Trud­no jed­nak przy­pusz­czać, by chcie­li­by oni zre­zy­gno­wać z dy­na­micz­ne­go wzro­stu swo­ich spół­ek za­le­żnych na tak do­brze pro­spe­ru­ją­cym i do­cho­do­wym ryn­ku.

Wia­rę w słusz­ność te­go za­ło­że­nia wspie­ra ta­kże sil­na po­zy­cja pol­skie­go re­gu­la­to­ra, Ko­mi­sji Nad­zo­ru Fi­nan­so­we­go, któ­ry dba o to, by ban­ki w Pol­sce nie ucier­pia­ły w wy­ni­ku wy­zwań, ja­kie sto­ją przed ich za­gra­nicz­ny­mi wła­ści­cie­la­mi.

Wie­rzę, że sil­na pol­ska go­spo­dar­ka z bar­dzo sta­bil­nym sek­to­rem ban­ko­wym, zo­rien­to­wa­ny­mi na roz­wój przed­się­bior­ca­mi i na­dal – choć wol­niej – ro­sną­cym po­py­tem we­wnętrz­nym, po­win­na przed kry­zy­sem się obro­nić.

Oczy­wi­ście trud­no prze­wi­dzieć, co się sta­nie ze świa­to­wą go­spo­dar­ką w ­cią­gu naj­bli­ższych dwóch – pię­ciu lat, ist­nie­je jed­nak du­że praw­do­po­do­bień­stwo, że Pol­ska bę­dzie w sta­nie za­mor­ty­zo­wać więk­szość pły­ną­cych do nas ze świa­ta za­gro­żeń.

Słu­chaj­my więc przed­się­bior­ców, a nie tyl­ko fa­ta­li­stycz­nych wi­zji. Ener­gię tra­co­ną na na­rze­ka­nie prze­nie­śmy na kon­struk­tyw­ną dys­ku­sję o tym, jak wzmac­niać pol­ską go­spo­dar­kę i iść do przo­du.

Au­tor jest człon­kiem za­rzą­du BRE Ban­ku, dy­rek­to­rem ds. ban­ko­wo­ści kor­po­ra­cyj­nej

Od pew­ne­go cza­su sło­wo „kry­zys" nie scho­dzi z ust dzien­ni­ka­rzy, nie­któ­rych eko­no­mi­stów i po­li­ty­ków. Prze­rwa w mó­wie­niu o kry­zy­sie po... po­przed­nim kry­zy­sie lat 2008 – 2009 mi­nę­ła nie­zau­wa­że­nie. Co­dzien­nie me­dia in­for­mu­ją nas, że „kry­zys nad­cho­dzi", „jest źle i bę­dzie co­raz go­rzej".

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację