Ponoć - jak szacują ekonomiści – bo Narodowy Bank Polski zasłania się tajemnicą, koszt wyprodukowania 1 grosza to 5 groszy. Więc NBP zastanawia się, co zrobić: można zrezygnować z bicia najmniejszych monet albo zmniejszyć zawartość miedzi w monetach. Pierwsze oznacza podniesienie cen i podbicie inflacji. Drugie jedynie zmianę struktury stopu i co najwyżej zmianę koloru monety. Ale gdy po raz kolejny dochodzą do nas wiadomości, że zwalnia europejska gospodarka, koniunktura w wielu krajach jest chwiejna jak huśtawka, to pojawia się pytanie, czy i ile kosztują dotychczasowe sposoby radzenia sobie ze spowolnieniem. Albo inaczej, ile są warte? Ekonomiści coraz wyraźniej wskazują, że lekarstwo, jakie wiele państw zaaplikowało w przypadku choroby "zapalanie finansów publicznych", wywołuje skutki uboczne "brak impulsu dla wzrostu gospodarczego". Wskaźniki PMI dla strefy euro czy Niemiec (naszego najpoważniejszego importera) spadły do poziomów sprzed trzech lat. Także w Polsce są one niskie, bo poniżej 50 pkt. Czy to oznacza, że jesteśmy w tym samym miejscu rozwoju gospodarczego co na początku 2009 roku? Nie, ale to pokazuje, że wciąż nie poradzono sobie z kryzysem i Europę zapewne czeka cała dekada niskiego wzrostu gospodarczego. A zapewnienia polityków i ekonomistów (szefów międzynarodowych instytucji finansowych), że sytuacja jest niepewna, groźna, ale już pod koniec ro-ku, najdalej w przyszłym będzie lepiej, brzmią jak mantra. I wtedy pytanie o to, ile ma być miedzi w groszu, nie brzmi już jak anegdota.