Życie ze wskaźnikami

Gdy patrzę na reakcje rynku na publikację jakiegoś wskaźnika makroekonomicznego, zawsze zastanawiam się, ile w tej reakcji jest emocji, a ile zdrowego rozsądku

Publikacja: 21.05.2012 00:50

 

Nie ma praktycznie dnia, by w depeszach agencji prasowych nie pojawiły się jakieś wskaźniki ekonomiczne, których prawidłowe odczytanie teoretycznie pozwala określić przyszły stan gospodarki czy to światowej, czy to w danym kraju lub regionie. Rynki reagują na te informacje czasami bardzo gwałtownie. Dopiero po jakimś czasie widać, czy reakcja była prawidłowa. A pokazują to kolejne wskaźniki.

Odczytywaniem wskaźników zajmują się i analitycy, i ekonomiści, i inwestorzy. Praktycznie zawsze porównują je do wartości prognozowanych, czyli tych, które teoretycznie zawarte są w cenach akcji. Tym samym rynek reaguje na zderzenie faktów z oczekiwaniami.

Przyznaję, że lubię prognozy. Jednocześnie podchodzę do nich z dystansem. Wszak zawierają element niepewności wynikającej zarówno z niedoskonałości użytego do ich sporządzenia modelu, jak i z nieuwzględnienia w nich sytuacji nadzwyczajnych, a więc nieprzewidy- walnych, takich choćby jak ubiegłoroczne tsunami w Japonii czy powódź w Tajlandii.

Gdy patrzę na reakcje rynku na jakiś wskaźnik, zawsze zastanawiam się, ile w tej reakcji jest emocji, a ile zdrowego rozsądku. Zdarza się bowiem, że oczekiwania, czyli prognozy dotyczące wskaźnika, już na dzień dobry wydają się mocno przesadzone. A z drugiej strony wartość wskaźnika jest naprawdę pozytywna. Raz taka sytuacja powoduje gwałtowną reakcję, a w innym przypadku reakcja jest w zasadzie niezauważalna.

Wiele zależy od nastrojów inwestorów. Gdy są dobre, zła informacja w poziomie jakiegoś wskaźnika nie skłania ich do pozbywania się akcji czy danej waluty. Gdy są złe, nawet dobra wiadomość może być interpretowana na zasadzie: mogło być lepiej.

W moim odczuciu świat nie kończy się na prognozach i rzeczywistych wartościach wskaźników. Interpretując ich znaczenie, warto patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość, która czasami lepiej i szybciej niż wskaźniki odpowiada, co się może stać w przyszłości. Oczywiście i tu trzeba umieć odczytywać sygnały.

Bezśnieżna i mroźna zima zapowiadała, że będą straty w zasiewach zbóż ozimych, a co za tym idzie, sygnalizowała przyszłe kłopoty. Zwolnienia w bankach i plany zamykania placówek zapewne nie są bezpodstawne i nie służą tylko poprawie i tak niezłej rentowności. Kto jak nie banki wie lepiej, jaka jest kondycja finansowa obsługiwanych przez nie firm i klientów. Korki na ulicach i pustoszejące co rano od poniedziałku do piątku parkingi na wielkich osiedlach świadczą z kolei, że nadal użytkowników samochodów stać na to, by jednym autem jechała jedna osoba.

Warto pamiętać, że i takie sygnały możemy źle odczytać.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację