Przed Europą lata słabego wzrostu. Potwierdzają to ostatnie prognozy Komisji Europejskiej. Jeżeli chcemy, by wyrzeczeniom związanym z konsolidacją budżetową i pakietami antykryzysowymi towarzyszyło ożywienie gospodarcze, konieczna jest kreatywna, silna i mądra strategia wzrostu dla Europy. Jej ważnym elementem muszą być działania na rzecz zmniejszenia rosnących podziałów rozwojowych w Europie, a kryzys ujawnił wielkie różnice w konkurencyjności gospodarek europejskich. Ich utrzymywanie się będzie wpływać negatywnie na szanse rozwoju całej gospodarki europejskiej.
Trudny powrót do normalności
Pakiety antykryzysowe doprowadziły do spadku, często drastycznego, poziomu płac w gospodarkach o niskiej konkurencyjności, przekładającego się na osłabienie popytu gospodarstw domowych, ich skłonność do konsumpcji, a także do oszczędzania. Spadek płac oznacza także krótkookresową poprawę konkurencyjności, zmniejszając skłonność do reform strukturalnych.
W Europie mamy grupę gospodarek o wysokiej konkurencyjności, które cechują wysokie nadwyżki bilansu handlowego (Niemcy, Holandia, Szwecja). Mamy też gospodarki słabo konkurencyjne o sporych i utrzymujących się deficytach handlowych (Grecja, Portugalia, Hiszpania). Mamy też gospodarki takie jak Polska, ciągle o niskiej, lecz rosnącej produktywności. Piszę o tym zróżnicowaniu dlatego, że w poszukiwaniu formuły paktu na rzecz wzrostu te dysproporcje muszą być wzięte pod uwagę. Dalszy rozwój rynku wewnętrznego nie może ignorować ogromnego terytorialnego zróżnicowania konkurencyjności gospodarki europejskiej. Również przepływy kapitałowe nie mogą utrwalać czy pogłębiać wewnętrznej nierównowagi. Słaba pozycja gospodarek, które weszły jako słabsze konkurencyjnie do strefy euro, nie zmieni się jednak z dnia na dzień.
Nie budzi większych kontrowersji fakt, iż sytuacją pożądaną są zbilansowane finanse publiczne, niemniej dziś wyzwanie jest inne. Wyzwania to sposób i ścieżka dojścia do takiej zrównoważonej sytuacji w gospodarkach „po przejściach", w których nie funkcjonuje sektor bankowy finansujący wzrost, w których awersja do ryzyka dominuje zarówno w sektorze finansowym, jak i w gospodarce realnej, w których przez wiele lat nie inwestowano w produktywność gospodarek, które w rezultacie nie są konkurencyjne ani na rynkach europejskich, ani na rynku globalnym, w których pakiety antykryzysowe nie zostawiły żadnej przestrzeni na interwencję w postaci wydatków publicznych, z których nadal odpływają oszczędności krajowe. Nie budzi wątpliwości stan, który należy osiągnąć, lecz ścieżka dojścia do tego stanu. Potrzeba wzrostu nie budzi kontrowersji, obowiązujące dogmaty zamykają jednak wiele ścieżek polityki uruchamiającej bodźce wzrostowe.
Oznacza to, że konsolidacja budżetowa, która będzie potrzebą wielu lat, musi być jak najmniej szkodliwa dla wzrostu poprzez właściwą mieszankę ograniczeń wydatków publicznych i podwyżek podatków z jednej strony oraz bodźców stymulujących wzrost z drugiej. Na pewno inne będą skutki zmniejszania wydatków publicznych na edukację czy innowacyjność niż ograniczanie subwencjonowania niekonkurencyjnych gałęzi przemysłu. Granice społecznej i politycznej akceptacji polityki restrykcyjnej są dziś inne niż jeszcze parę lat temu i na pewno zróżnicowane w poszczególnych państwach członkowskich Unii.