Bo z jednej strony cały czas możliwe jest przeprowadzenie ewentualnej ostatecznej niewypłacalności tego kraju w sposób kontrolowany, bez nadmiernych wstrząsów dla otoczenia, a przede wszystkim bez infekcji, która doprowadziłaby do zarażenia się grecką chorobą przez kolejne kraje strefy euro. Wymagałoby to przede wszystkim zgody między głównymi graczami – z jednej strony Niemcami i ich sojusznikami, z drugiej krajami o nadmiernym długu i osłabionej pozycji finansowej (do tej grupy w coraz większym stopniu należy zaliczyć i Francję).
Porozumienie mogłoby wyglądać na przykład tak: Grecja na jakiś czas całkowicie przestaje obsługiwać swoje zadłużenie, ale kontynuuje długofalowy program oszczędnościowy i dobrowolnie wychodzi ze strefy euro. W zamian dostaje wciąż ograniczoną pomoc finansową, której celem jest złagodzenie gospodarczych skutków secesji (np. ochrona przed upadkiem systemu bankowego). Pozostałe zadłużone kraje mają wybór – albo pójść drogą grecką, albo korzystając ze wsparcia europejskich funduszy ratunkowych i gwarancji pomocy ze strony Europejskiego Banku Centralnego radykalnie zreformować swoje finanse, uniknąć bankructwa i zachować euro (oczywiście wybiorą to drugie, bo przykład Grecji będzie skutecznym straszakiem).
Gdyby tak się stało, mielibyśmy prawdopodobnie na rynku dość silne zawirowanie i osłabienie złotego, ale już po kilku tygodniach uspokojenie i powrót do normalności. Na taki wstrząs nasze banki i nasza gospodarka są całkowicie odporne.
Co jednak, jeśli rzeczy pójdą naprawdę źle? Na przykład: Grecja z dnia na dzień ogłasza pełne bankructwo, kraj wpada w chaos, a po pewnym czasie musi awaryjnie wprowadzić własną walutę.
Dla Grecji oznacza to potężną recesję i wybuch inflacji; pytanie, co oznacza dla innych? Jeśli strefa euro jest zaskoczona takim obrotem spraw, prawdopodobnie sytuacja wymyka się spod kontroli. Następuje gwałtowna wyprzedaż obligacji zadłużonych krajów, stopy procentowe radykalnie wzrastają, przestraszeni inwestorzy w ogóle nie chcą kupować nowych emisji europejskich obligacji (oczywiście poza niemieckimi). W końcu EBC interweniuje i skupuje z rynku obligacje zagrożonych bankructwem krajów, bo wizja niewypłacalności Hiszpanii czy Włoch wyglądałaby jak zapowiedź globalnej katastrofy finansowej. Ale w międzyczasie mamy powtórkę z jesieni 2008 r. (okresu po upadku banku Lehman Brothers), być może w jeszcze ostrzejszej formie. Inwestorzy uciekają z rynku europejskich obligacji i wyprzedają aktywa ze wschodzących rynków i z giełd, szukając bezpieczeństwa w zakupach obligacji amerykańskich i niemieckich.