Lotnisko Okęcie wieczorem 6 czerwca. W opustoszałej hali przylotów czekam na lądowanie jednego z samolotów. Obok mnie trójka uśmiechniętych, młodych ludzi wciąż dyżuruje przy punkcie informacyjnym na Euro 2012. Lewą stronę standu zdobią reklamy partnerów imprezy. Jest tam też charakterystyczne niebieskie logo Pekao z dobrze znanym wszystkim żubrem. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dwa dni wcześniej bank rozpoczął zmianę loga i całej komunikacji marketingowej, która mu towarzyszy.
Dwa dni później tłumy kibiców przedzierały się przez centrum Warszawy na mecz Polska-Grecja. W oddali majaczy wielkie logo Pekao – tym razem biało-czerwone, nawiązujące do loga Unicredit.
Ile bank z grupy Unicredit musiał zainwestować, by stać się partnerem Mistrzostw Europy? Zapewne sporo. Czemu więc w przeddzień tak ważnej imprezy zmienia logo, zapominając o tym, że w obiegu są już ulotki, standy i co tylko jeszcze marketingowcy Pekao wymyślili z starym logo?
Na poniedziałkowej konferencji prasowej Pekao z dumą podkreślało, że akcja ma sens, cel i przesłanie. Sens – bo zbliża się Euro 2012, a że bank jest jego partnerem, to idealny moment na zmianę;. cel – „Chcemy kojarzyć się z dynamizmem i nowoczesnością" – mówił prezes Lovaglio; przesłanie – „Tak, by hasło biało-czerwoni nabrało nowego znaczenia" – dodawał.
Nasuwa mi się jednak kilka pytań. Po pierwsze dlaczego przed mistrzostwami bank wydał miliony na promowanie się za pośrednictwem materiałów z logo, które miało być już niedługo nieaktualne? Czemu robi zmianę na kilka dni przed mistrzostwami? Przecież mógłby zrobić to choćby z miesięcznym wyprzedzeniem, a nie w pośpiechu zmieniać wygląd i loga w zaledwie 30 placówkach (to tylko kilka procent oddziałów banku). Tym bardziej, że jak zapowiada rebranding ma zakończyć się w przyszłym roku.