I dobrze, bo nasze dotychczasowe doświadczenia pokazują, że w przypadku funduszy UE dobre planowanie jest połową sukcesu.
W obecnej perspektywie finansowej nie brakowało przecież części programów operacyjnych, które okazały się niewypałem, i naprędce trzeba było próbować przesuwać pieniądze (nie zawsze z sukcesami) na inny cel. Może dłuższe i bardziej szczegółowe konsultacje przy tworzeniu programów pozwoliłyby uniknąć takich sytuacji? To ważne, tym bardziej że następny unijny budżet będzie pewnie ostatnim, w którym Polska może liczyć na tak duże wsparcie (prawdopodobnie 70 – 75 mld euro).
Wstępne propozycje resortu kontrowersyjne nie są. Zapowiada m.in. decentralizację w podziale pieniędzy; znacznie większa niż obecnie ma być część budżetu, o której wydaniu zdecydują władze regionów. Oznacza to, że resort słucha opinii ekspertów, którzy postulują takie zmiany od dawna. Ministerstwo chce też wydać więcej funduszy na badania i nowe technologie, tworzenie miejsc pracy oraz na tzw. gospodarkę niskoemisyjną.
Trudno do tych propozycji mieć zastrzeżenia – z jednej strony są idealnie „poprawne", biorąc pod uwagę politykę i wytyczne Brukseli, z drugiej – na tyle ogólne, że właściwie uniemożliwia to merytoryczną krytykę, chociaż pojawiają się już niepokojące sygnały, np. zapowiedź zmniejszenia udziału wydatków na inwestycje transportowe. Pozostaje czekać na szczegóły...