Rz: Coraz więcej gmin ma kłopoty z wysokim zadłużeniem. Niesie to problemy z płynnością i konieczność wprowadzania programów naprawczych. Dla przedsiębiorców jest to odczuwalne?
Jeremi Mordasewicz: Nie doszły mnie słuchy, by samorządy przestały płacić faktury za wykonaną pracę czy zakupy. Może się częściej zdarza, że nie płacą w terminie. Rośnie też czynsz dzierżawny za użytkowanie wieczyste. Jednak to nie jest największy problem w kontaktach z samorządowcami.
A co nim jest?
To, że za mało w jest lokalnych inwestycji, które przyczyniają się do rozwoju przedsiębiorczości. O ile łatwiej w gminie wybudować stadion czy basen niż uzbroić tereny inwestycyjne. W pierwszym przypadku efekt widać prawie natychmiast, w drugim, co najmniej za pięć lat, czyli po upływie samorządowej kadencji. Niewiele jest też takich bardziej drobnych inicjatyw, które pokazywałyby, że samorządy chcą zaspokajać także potrzeby biznesu. Chociażby współpracy w zakresie walki z bezrobociem. Zdarza się, że w gminie jest 2 tys. osób bezrobotnych, ale firmy mają kłopot z zatrudnieniem 20 – 30 osób. To efekt rozmijania się szkoleń organizowanych przez urzędy pracy z zapotrzebowaniem po stronie pracodawców. A przecież tak łatwo to naprawić. Znam też pozytywne przykłady, gdy gmina, szkoły i przedsiębiorcy razem zastanawiają się, jak najlepiej szkolić, by trafiać w rzeczywiste potrzeby.
Na razie wciąż wiele samorządów nie stosuje maksymalnych stawek, np. podatku od nieruchomości. Wkrótce to się może jednak zmienić...