Reformy a dobrobyt

Turbulencje gospodarcze sprzyjają nawoływaniu do reform – w całej Europie. Ale zależność między reformami a dobrobytem nie jest wcale taka prosta

Publikacja: 22.06.2012 17:08

Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości, publicysta

Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości, publicysta

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Po pewnej audycji radiowej, w której niedawno brałem udział, wiceprezes DemosEUROPA Krzysztof Blusz zapytał mnie: - Dlaczego Wy ekonomiści tak wierzycie, że wystarczy dokonać kilku reform – nawet głębokich – i wzrost gospodarczy od razu ruszy z miejsca?

Pytanie Blusza było bardzo trafne. Żyjemy w trudnych czasach gospodarczych, a to sprzyja nawoływaniu do reform – szczególnie w strefie euro, ale w Polsce też. Sam nie raz o pewne zmiany apelowałem, gdyż dążenie do zmian i wiara w ich skuteczność to pewnie jeden z fundamentów jakiegokolwiek rozwoju. Jednak wiara, że dochód można zwiększyć tak jak moc samochodu, poprzez określone zmiany w silniku, może być naiwna.

Istnieje przekonanie, że są pewne czynniki, które standardowo bardzo sprzyjają wzrostowi gospodarczemu. Np. można wymienić trzy następujące: zdolność gospodarki do integrowania się ze światem poprzez handel i inwestycje; stabilny pieniądz i stabilny budżet; stabilne i egzekwowalne prawo chroniące obywateli i ich własność (nota bene Grecja nie spełnia tych warunków).

Cały problem polega na tym, że wcale nie jest łatwo te cele osiągnąć. Wiele badań ekonomicznych pokazuje, że pewien standardowy zestaw reform może wyciągnąć kraj z głębokiej zapaści, ale już znacznie trudniej jest zidentyfikować reformy, które pchną średnio zamożny kraj ku zamożności.

Co gorsze, cała masa badań historyczno-ekonomicznych wskazuje, że źródeł zamożności dziś trzeba szukać wiele dziesiątków lub nawet setek lat wstecz. Zdolność ludzi w danym kraju do dokonywania określonych zmian zależy od kultury, obyczajów, mentalności, a te kształtują się przez wieki. Na przykład wbrew często słyszanym opiniom, Polska nie jest biedniejsza od Zachodu tylko ze względu na lata niewoli, wojen, komunizmu – trend zacofania w stosunku do Zachodu zaczął się już w XVII wieku.

Wniosek? Słowo „reformy" jest pewnie słusznie odmieniane przez wszystkie przypadki przez ludzi ambitnych, chcących zmian i notorycznego ulepszania warunków życia. Ale powinniśmy mieć wobec tego słowa nieco mniej zaufania.

Po pewnej audycji radiowej, w której niedawno brałem udział, wiceprezes DemosEUROPA Krzysztof Blusz zapytał mnie: - Dlaczego Wy ekonomiści tak wierzycie, że wystarczy dokonać kilku reform – nawet głębokich – i wzrost gospodarczy od razu ruszy z miejsca?

Pytanie Blusza było bardzo trafne. Żyjemy w trudnych czasach gospodarczych, a to sprzyja nawoływaniu do reform – szczególnie w strefie euro, ale w Polsce też. Sam nie raz o pewne zmiany apelowałem, gdyż dążenie do zmian i wiara w ich skuteczność to pewnie jeden z fundamentów jakiegokolwiek rozwoju. Jednak wiara, że dochód można zwiększyć tak jak moc samochodu, poprzez określone zmiany w silniku, może być naiwna.

Opinie Ekonomiczne
Michał Szułdrzyński: Polskie firmy dojrzewają do AI. Jak sztuczna inteligencja zmienia biznes
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Ścieżka dla sektora obronnego
Opinie Ekonomiczne
Janusz Jankowiak: Permanentna kampania wyborcza to gra ryzykowna dla gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Trudno rządzić, nie mając zdania. Czy leci z nami pilot?
Opinie Ekonomiczne
Czy liderzy polityczni zapobiegną recesji w Polsce, Unii, USA?