Światowe marki, mające w Polsce sieci liczące ponad 300 lokali, z dostępem do finansowania, funduszami marketingowymi wielokrotnie przekraczającymi wartość Polskiego Jadła, dysponującego na razie dziewięcioma lokalami, z których kilka to mniejsze, przydrożne tzw. Pit Stop Bary wskazują raczej na nierówną walkę, skazaną na spektakularna porażkę. Kapitalizacja notowanego na GPW AmRestu to 1,6 mld zł, w przypadku Polskiego Jadła to niespełna 20 mln zł.
Z drugiej strony, przypomnijmy sobie walkę, jaką stoczyło społeczne pospolite ruszenie o likwidowany bar mleczny w Warszawie. Swojski, rodzimy, dziś powiedzielibyśmy format gastronomiczny przegrywający m.in. z zagranicznymi fast foodami nagle pokazał swój kliencki potencjał. Tym ciekawszy, że ostatecznie walka o bar została wygrana i taki właśnie lokal pozostanie przy jednej z głównych stołecznych ulic.
Z jednej strony bowiem kuszą nas zachodnie formaty, ale z drugiej coraz chętniej, zwłaszcza ostatnio, wracamy do tego, co znamy. Dlatego odpowiednio zaprojektowany i multiplikowany lokal Polskiego Jadła mógłby odnieść sukces. Tyle, że to wymagałoby pieniędzy, i to sporych. Nie tylko na budowę sieci, ale przede wszystkim na marketing. Nowy udziałowiec mówi na początek o kwocie 10 mln zł na ok. 100 lokali. Czy to nie za mało? Zobaczymy. W Polsce, o sporych jednak tradycjach gastronomicznych, przydałby się taki sieciowy sukces. Wiadomo, że rywalizacja z McDonald'sem to dobrze brzmiące hasło, ale na naszym rozdrobnionym rynku taka sieć na pewno może się zmieścić. Musi jednak nam zasmakować.