Bardzo wysoka kapitalizacja, duża płynność rynkowa, stabilne przepływy finansowe, działalność w branży odpornej na cykle koniunktury gospodarczej oraz regularnie płacona wysoka dywidenda – tak można opisać cechy spółki, której akcje powinny być odporne na bessę.
Jedni w czasie bessy nie mają akcji. Inni szukają perełek i portfelem zarządzają bardzo aktywnie. Są też tacy, którzy pozostając na rynku akcji, inwestują w akcje firm teoretycznie odpornych na bessę. Zazwyczaj wybierają firmy energetyczne, użyteczności publicznej, niektóre wielkie konglomeraty przemysłowe, a także telekomy. Inwestowanie w spółki odporne na bessę nie oznacza automatycznie, że nie poniesiemy strat. Jednak powinny być one mniejsze niż w przypadku inwestowania w indeks szerokiego rynku.
W tym roku ta strategia w USA całkiem nieźle się sprawdza. Indeks Russell Top 50 obejmujący amerykańskie firmy o największej kapitalizacji do końca lipca zyskał 11,9 proc. W tym samym czasie indeks Russell 2000, w którym uwzględnione są spółki o najniższej kapitalizacji, zyskał 6,2 proc. Flagowy amerykański indeks Dow Jones od początku roku do końca ubiegłego miesiąca zyskał 6,5 proc., zaś indeks Nasdaq wzrósł o 12,8 proc.
W pogrążonej w kryzysie Europie w ostatnim czasie grono spółek spełniających warunki definicji firm odpornych na bessę zaczynają opuszczać wielkie telekomy. Powodów jest kilka. Operatorzy odczuwają nie tylko stale narastającą konkurencję, ale także kryzys. Ten ostatni widać nie tylko w przychodach, ale także w zyskach. Spora część wielkich europejskich telekomów jest silnie zadłużona, a obsługa długu sporo kosztuje. Jednocześnie operatorzy stale muszą inwestować w unowocześnianie swoich sieci, a to oznacza, że muszą mieć na to pieniądze. Z racji wysokiego poziomu długu dalsze zadłużanie jest trudne, a to oznacza, że pieniędzy muszą szukać we własnej kasie.
Jeszcze do niedawna udawało im się godzić inwestowanie z obsługą długu i wypłatą dywidendy. W tym roku kilka znanych wielkich firm telekomunikacyjnych uznało, że na wszystko nie starczy pieniędzy, i zdecydowało się albo na zmniejszenie dywidendy – holenderski KPN ściął ją o ponad 60 proc. – albo wręcz – tak jak hiszpańska Telefonica – na jej czasowe zawieszenie.