Jak gminy łupią kierowców

To jasne, że w trudnych gospodarczo czasach gminy szukają wpływów finansowych gdzie się da. Rzecz w tym jednak, by nie robiły tego głupio

Publikacja: 24.08.2012 09:10

Jak gminy łupią kierowców

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

W poniedziałek korzystając z pięknej pogody pojechałem nad Pławniowice (koło Gliwic). Aura sprzyjała beztroskiemu opalaniu na leżaku. Nagle z wysokiej trawy wychynął policjant i stwierdził,  że popełniłem wykroczenie: wtargnąłem autem w niedozwolone miejsce.

Zdziwienie moje było wielkie, szczególnie że denerwują  mnie ludzie, którzy uważają, że mogą wszędzie i wszystkim wjechać - bo tak im się podoba, sam więc uważnie patrzę  na znaki i nie pcham się, gdzie nie wolno. Spytałem więc uprzejmie, na czym wykroczenie polega. - Tu nie wolno wjeżdżać! - odparł  policjant. - Ale przecież nie ma żadnego znaku zakazu - mówię. - Nie ma – przyznał. - Ale nie wolno - powtórzył.

Coraz bardziej zbity z tropu dodałem: - Nie ma także żadnego regulaminu czy jakiejkolwiek innej informacji czy tablicy mówiącej o zakazie. - Nie ma, ale nie wolno. Radni gminy Rudziniec tak uchwalili - twardo trzymał się swojego policjant.

No pięknie, pomyślałem. Jak miło trafić  w miejsce, w którym parcie radnych (nie ma wątpliwości - samo w sobie zrozumiałe i słuszne) do dbałości o swoje otoczenie jest tak wielkie, że po drodze nie ma już czasu na zastanowienie i zbędne szczegóły. Poza oczywiście pędem do jak najszybszego złupienia obywateli.

Tym razem szczęśliwie skończyło się na pouczeniu i... poleceniu przestawienia samochodu o kilkaset metrów. Na identyczne miejsce przy drodze. - Ale skąd mam wiedzieć, że tamten plac to jest parking. Przecież tak jak tu, tam też nie ma żadnych znaków: ani zakazu, ani informacyjnego? - Przecież wszyscy wiedzą, że to tam jest parking - pouczył mnie z wyższością policjant.

To jasne, że w trudnych gospodarczo czasach gminy szukają wpływów finansowych gdzie się da. Rzecz w tym jednak, by nie robiły tego głupio. Na dodatek jeszcze stawiając w kłopotliwej sytuacji stróżów prawa.

Nie zamierzam w efekcie chaotycznie wprowadzanych przepisów stać się mimowolnym sponsorem budżetu gminy Rudziniec, więc po prostu więcej tam nie pojadę. Irytujące jest też traktowanie kierowców jak skarbonki - przez różne władze i przy lada okazji.

W poniedziałek korzystając z pięknej pogody pojechałem nad Pławniowice (koło Gliwic). Aura sprzyjała beztroskiemu opalaniu na leżaku. Nagle z wysokiej trawy wychynął policjant i stwierdził,  że popełniłem wykroczenie: wtargnąłem autem w niedozwolone miejsce.

Zdziwienie moje było wielkie, szczególnie że denerwują  mnie ludzie, którzy uważają, że mogą wszędzie i wszystkim wjechać - bo tak im się podoba, sam więc uważnie patrzę  na znaki i nie pcham się, gdzie nie wolno. Spytałem więc uprzejmie, na czym wykroczenie polega. - Tu nie wolno wjeżdżać! - odparł  policjant. - Ale przecież nie ma żadnego znaku zakazu - mówię. - Nie ma – przyznał. - Ale nie wolno - powtórzył.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację