Zaś żeby dowiedzieć się, trzeba chcieć. Problem w tym, że wcale nie chcemy. W piątek na publiczną prezentację unikatowej mapy polskich wydatków publicznych przyszły dokładnie 24 osoby. Następnego dnia na próżno szukałem czegokolwiek na ten temat w dwóch najpoważniejszych gazetach. Cóż, jak nie chcemy wiedzieć, to naciągacz spokojnie może bawić się nadal.
Mapę wydatków przygotowała Fundacja Republikańska za prywatne pieniądze z darowizn i można ją obejrzeć na stronie www.mapawydatkow.pl. Warto ją przestudiować. Wygląda jaka mapa nieba w czasie sierpniowej nocy. Setki małych i dużych kół i kółeczek. Krążących wokół podstawowych grup wydatków publicznych: świadczeń, edukacji, służby zdrowia, wojska itd.
Kilka obserwacji narzuca się natychmiast. Po pierwsze wiele wydatków, o których głośno w mediach to maleńkie punkciki na mapie (np. niemal najmniejszy to stypendia dla wybitnych młodych naukowców...7 mln zł). Po drugie wiele wydatków, o których cicho w mediach, to koła wielkie jak Jowisz w Układzie Słonecznym. Niemal największym jest obsługa krajowego długu publicznego -kosztuje tyle co wydatki gmin na szkoły lub państwa na leczenie szpitalne. Po trzecie tych kół jest więcej niż gwiazd w Drodze Mlecznej. Fundusze publiczne wydawane są na wszystko, od wyścigów konnych poczynając!
Państwo wyłania się z tej mapy jako Wszechświat, który poszczególnymi galaktykami i układami gwiezdnymi, obejmuje nie tylko to, co powinno być w jego gestii – wojsko, policje, sądy czy administrację, ale każdą dziedzinę życia. Wszystko za fundusze publiczne w 100 procentach wyciągnięte od obywateli (państwo nie ma żadnych własnych pieniędzy). Jest jak wynalazca – miało nam zapewnić ochronę, a w tej chwili zajmuje się świadczeniami i zaświadczeniami, rolnictwem i górnictwem, transportem i sportem, kulturą i maturą. Wydatki publiczne to wg mapy 665 mld złotych w 2011 roku. Niewiele mniej niż połowa produktu krajowego wytworzonego w przedsiębiorstwach , firmach i firemkach i skonfiskowanego za pomocą podatków i składek. Tysiące ludzi świetnie się bawią, za nasze pieniądze.
Ot na przykład Polska Agencja Informacji I Inwestycji Zagranicznych. Tego samego dnia zajrzałem do najnowszego wydania tygodnika The Economist (nakład 1,5 mln egz. tygodniowo), a tam znalazłem takie oto ogłoszenie na pół strony: portret dziecka i napis „Co powiesz, kiedy twoje dziecko zapyta, dlaczego nie zainwestowałeś we wschodniej Polsce". I odnośnik do strony www.whyeasternpoland.eu. To ogłoszenie było tak absurdalne, że sprawdziłem starając się wczuć w rolę inwestora.