To etos odpowiedzialności i wrażliwości społecznej. Przed wojną odgrywał dużą rolę. Ziemianie w II RP czy wcześniej wspierali przecież bezdomnych i zajmowali się edukacją. To był zdrowy liberalizm, czyli pomoc społeczna organizowana przez kapitalistów. Ale ziemianie to też konserwatyści, wierzący w Boga i dbający o więzi rodzinne. Tę tradycję powinniśmy nie tylko odbudować w Polsce, ale wnieść ją do jednoczącej się Europy. Do tego ziemian łączył patriotyzm i etos propaństwowy, dlatego często zajmowali się polityką czy dyplomacją. Tworzyli wspólnotę ducha i gospodarowania.
Istnieją jeszcze w Polsce ziemianie?
Tak, w sensie pewnej wspólnoty etycznej i kontynuacji elit. Niektórzy wzięli w dzierżawę ziemię, kilku udało się coś wykupić. Ja reprezentuję przedwojennych właścicieli, którzy mieli ponad 50 ha. Zlikwidowano ich z powodów politycznych, bowiem przeszkadzali Hitlerowi i Stalinowi. Współczesne przedsiębiorstwa rolne nie mają nic wspólnego z ziemiaństwem w sensie etosu. Właścicieli czy dzierżawców współczesnych można nazwać nowymi magnatami.
A jak wyglądałby świat ziemiaństwa, gdyby nie komunizm i reformy rolne?
Prawdziwa reforma rolna rozpoczęła się w II RP, ziemianie otrzymywali wtedy za oddaną ziemię odszkodowania. Gdyby nie komuniści, ta reforma byłaby kontynuowana. W PRL mieliśmy do czynienia z fikcją prawną i masowym zaborem ziemi, a nie reformą. Dużą część majątku zagarnięto niezgodnie nawet z prawem komunistycznym.
75 proc. posiadłości odebrano właścicielom bez decyzji administracyjnych.