Nasi eksporterzy dużo rzadziej wymagają od swoich kontrahentów otwarcia akredytywy dokumentowej niż zagraniczni eksporterzy od naszych firm. Pokazują to dane z polskich banków, które w ubiegłym roku obsłużyły ponad 18,2 tys. akredytyw importowych (na rzecz zagranicznych firm) i tylko ok. 4,8 tys. akredytyw eksportowych (na rzecz polskich firm).
Zdaniem ekspertów świadczy to o tym, że polskie firmy nie znają dobrze zalet tego instrumentu, który w rozliczeniach międzynarodowych pełni główną rolę. Z kolei zagraniczni kontrahenci często uzależniają nawet zawarcie kontraktu od otwarcia akredytywy przez naszego importera.
– Można zauważyć, że ilość akredytyw czy gwarancji na rynku jest wprost proporcjonalna do ilości kontraktów zawieranych przez firmy, a więc zależy od koniunktury gospodarczej i trendów rynkowych – twierdzi Alicja Dawidowicz, dyrektor Biura Produktów Finansowania Handlu w Banku Pekao.
Natomiast Michał Wójcik, szef Wydziału Finansowania Handlu w Banku Millennium, uważa, że instrumenty zabezpieczające zyskują na popularności w czasach zawirowań gospodarczych.
– Na rynkach rozwiniętych popularność i doświadczenie firm w zakresie wykorzystania tych usług bankowych jest większa niż u nas – mówi Michał Wójcik. I to mimo że na polskim rynku obsługiwane są wszystkie rodzaje akredytyw wykorzystywane w obrocie międzynarodowym. Polskie banki zarówno otwierają akredytywy na zlecenie swoich klientów – importerów, jak obsługują akredytywy eksportowe wystawione przez inne banki na rzecz swoich klientów – eksporterów.