Globalni, na ile możliwe. Lokalni, na ile koniczne

Największe zakupy ciężarówek były 5-6 lat temu. Czyli klienci powinni do nas wkrótce wrócić - mówi Hubertus Troska, prezes Mercedes Benz Trucks na Europę i Amerykę Łacińską

Publikacja: 25.09.2012 17:42

Globalni, na ile możliwe. Lokalni, na ile koniczne

Foto: materiały prasowe

Co rynek pojazdów ciężarowych może powiedzieć o kondycji gospodarki?

Nasz biznes jest nie tylko odzwierciedleniem stanu gospodarki, ale i zaufania do jej przyszłości. Firmy inwestują w transport kupując sprzęt, jaki będzie im potrzebny przez 5-6 kolejnych lat. Jeśli więc mają zaufanie do koniunktury w gospodarce, składają zamówienia. Dzisiaj rynek europejski jest pełen niepewności. Więc jeśli sytuacja w strefie euro się ustabilizuje, nasz biznes także się poprawi. Jeśli dojdzie do nowych zawirowań, my także ucierpimy. Lata 2006-2007 były bardzo dobre, a to oznacza, że pojazdy jakie wówczas sprzedaliśmy mają po 5-6 lat, więc będą wymagały wymiany. To daje nam nadzieję na zamówienia. Na świecie sytuacja jest korzystniejsza — w USA mamy wzrost na poziomie 15-20 procent, nasza firma Freightliner doskonale sobie radzi. W Brazylii, gdzie produkujemy pod marką Mercedes Benz także. Rośnie rynek chiński, rosyjski, indyjski, gdzie przewidujemy wzrost dwucyfrowy.

Czy kryzys przez jaki przechodzi dzisiaj gospodarka z pana punktu widzenia różni się od tego w 2008/9?

Codziennie wieczorem modlę się, żeby tak było. W 2008 roku mieliśmy do czynienia z zapaścią w systemie bankowym. Teraz wątpliwości dotyczą raczej przyszłości euro. Ale nie sądzę, aby kłopoty były tak dotkliwe, jak cztery lata temu. W 2009 roku rynek ciężarówek w Europie załamał się kompletnie. Byliśmy świadkami spadku sprzedaży o 50 procent.. I mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy.

Kiedy więc oczekuje pan ożywienia?

Jeśli dojdzie do stabilizacji w strefie euro, a kraje, gdzie jest to niezbędne rzeczywiście wprowadzą oszczędności, nasz biznes wróci do dobrej kondycji bardzo szybko. Zaś kiedy nasi partnerzy zorientują się, że produkcja zaczyna rosnąć, ożywia się budownictwo, szybko wrócą do zakupów.

Wasz biznes w Mercedesie określacie jako „tak globalny, jak to jest możliwe i tak lokalny, jak jest to niezbędne". Co to znaczy przełożone na praktykę?

W pełni korzystamy tutaj z pozycji lidera na rynku światowym, ale ta pozycja sama w sobie nie miałaby wartości, jeśli nie bylibyśmy w stanie wykorzystać tej skali do inwestowania w najbardziej zaawansowane technologie. W biznesie ciężarówkowym jestem od 25 lat i zawsze byłem świadkiem dyskusji, czy nasze pojazdy powinny różnić się zależnie od rynku na którym, je sprzedajemy. Bo czyż nie byłoby wspaniale mieć jeden uniwersalny pojazd, który sprzedajemy na całym świecie? Tak mówi proste matematyczne wyliczenie. Ale nie ma globalnej ciężarówki. Daimler 30-40 lat temu spróbował wyprodukować takie auto, eksportowaliśmy je np do Stanów Zjednoczonych, ale nie był to dobry pomysł. „Tak globalne, jak jest to możliwe" oznacza poszukiwanie synergii, które się obronią. „Tak lokalne, jak jest to niezbędne ": że na każdym rynku musimy uważnie posłuchać klienta. Na przykład kiedy projektowaliśmy najnowszy model Actrosa, dział sprzedaży uczulił nas, że silnik nie powinien być taki sam w Stanach Zjednoczonych i Europie. Zdecydowaliśmy się jednak na taki sam silnik i klienci się do niego przekonali.

Kiedy patrzy się na wnętrza kabin w waszych pojazdach, widać ogromne różnice w ich wyposażeniu. W wersji amerykańskiej jest łóżko rozmiarów niemal king size, w indyjskiej wąska twarda prycza. Czy to lokalni partnerzy, bądź wasi klienci tak właśnie zdecydowali?

To właśnie „tak regionalne, jak jest to niezbędne". Zawsze zadajemy sobie pytanie: co musi mieć auto, jakie sprzedajemy na tym rynku? I musimy posłuchać klienta. Jeśli się tego nie zrobimy, przepadlibyśmy z kretesem. W Stanach Zjednoczonych nie ma limitów długości pojazdów, więc można wstawić do szoferki podwójny tapczan. Europejskim kierowcom bardzo spodobałoby się takie rozwiązanie i chętnie zaoferowalibyśmy je. Tyle, że na naszych drogach obowiązuje limit długości pojazdu. Więc obowiązujące prawo wyznacza jak auto może być skonfigurowane. W Indiach rynek potrzebuje prostych pojazdów, które są najtańsze i najłatwiejsze w prowadzeniu, a do spania rzeczywiście wystarcza kierowcom drewniana ławka. W Chinach mamy partnera w naszym joint venture, który powiedział jaki produkt jest odpowiedni na tamtejszym rynku. Przymierzyliśmy więc technologię, przygotowaliśmy pojazd „skrojony" na chiński rynek i mamy sukces. Bo nasza filozofia polega na tym, że każdy region może składać właśnie „skrojone na miarę" zamówienia do centralnego biura projektów, gdzie pracują inżynierowie. I będę walczył do upadłego, żeby zawsze mieć taki produkt, jaki uważam za najbardziej odpowiedni. Chociaż końcowy efekt jest zawsze kompromisem.

Pojawiły się informacje we Francji, że silniki diesla mogą nie mieć wjazdu do Paryża? Czy dla was, to duży problem?

Naturalnym trendem w naszym biznesie jest dążenie do obniżenia emisji CO2. Ale przynajmniej na 10 następnych lat nadal silniki diesla będą głównym napędem do takich pojazdów. Oczywiście można zabronić im wjazdu do miast i przeładowywać na przedmieściach towar do 6-8 mniejszych pojazdów dostawczych. Ale w efekcie misja dwutlenku węgla wcale nie będzie mniejsza, tylko większa. Trzymanie ciężarówek z dala od miast nie jest żadnym wyjściem. Można pomyśleć o alternatywnych paliwa, elektryczności, hybrydach. Ale wszystko to wszystko wiąże się z wyższą ceną.

A jakie są pana oczekiwania od polskiego rynku?

To dla nas niesłychanie ważny rynek, jeden z głównych w Europie, dodatku nadal rosnący i tuż obok Niemiec. Widzimy ogromny potencjał i polskiej gospodarki i rozwoju rynku ciężarówek. Tak było w latach 2005-2008, potem przyszło spowolnienie, jak wszędzie, ale szybko przyszło ożywienie. W Polsce liczy się również doskonała sieć serwisowa, dobrze wyszkoleni mechanicy, co w naszym biznesie jest nie do przecenienia. I kiedy patrzę jak na rynek wjeżdża nasze najnowsze auto Actros spełniający normy EuroVI. O polskich firmach transportowych mogę powiedzieć śmiało, że są nowoczesne i mają wizję na przyszłość.

Rozmawiała Danuta Walewska

Hubertus Troska

urodził się w Bilbao w Hiszpanii. Ma 52 lata.Skończył administrację biznesu.W Daimler Benz AG od 1988 roku.Początkowo był odpowiedzialny za sprzedaż w centrali w Stuttgarcie,potem był przedstawiciele firmy w USA i Meksyku.Szefem Mercedes Benz Trucks jest od 2005 roku.

Co rynek pojazdów ciężarowych może powiedzieć o kondycji gospodarki?

Nasz biznes jest nie tylko odzwierciedleniem stanu gospodarki, ale i zaufania do jej przyszłości. Firmy inwestują w transport kupując sprzęt, jaki będzie im potrzebny przez 5-6 kolejnych lat. Jeśli więc mają zaufanie do koniunktury w gospodarce, składają zamówienia. Dzisiaj rynek europejski jest pełen niepewności. Więc jeśli sytuacja w strefie euro się ustabilizuje, nasz biznes także się poprawi. Jeśli dojdzie do nowych zawirowań, my także ucierpimy. Lata 2006-2007 były bardzo dobre, a to oznacza, że pojazdy jakie wówczas sprzedaliśmy mają po 5-6 lat, więc będą wymagały wymiany. To daje nam nadzieję na zamówienia. Na świecie sytuacja jest korzystniejsza — w USA mamy wzrost na poziomie 15-20 procent, nasza firma Freightliner doskonale sobie radzi. W Brazylii, gdzie produkujemy pod marką Mercedes Benz także. Rośnie rynek chiński, rosyjski, indyjski, gdzie przewidujemy wzrost dwucyfrowy.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację