Strach się bać, co będzie dalej. Zwłaszcza że dołek w koniunkturze przewiduje się dopiero na wiosnę. Ot, zwykły cykliczny przesiew – można by rzec. Pytanie, ile wpadek, a zwłaszcza rozgoryczenia inwestorów, można by uniknąć, gdyby audytorzy właściwie wykonali swoją rolę.

To oni mają obowiązek naświetlić obraz problemów firm i – obok władz spółki – dać gwarancję jakości przedstawianych sprawozdań finansowych. Tymczasem w przypadku bankrutujących firm w opiniach audytorów dołączanych do raportów finansowych często nie ma słowa o grożącym lub zbliżającym się niebezpieczeństwie. Okazuje się, że tylko w co trzecim przypadku audytor ostrzega, zanim do problemów przyznaje się sam zarząd spółki. Audytorzy zapomnieli o swojej roli? A może nie chcą narazić się klientom? Zawsze można zrzucić winę na władze spółek (zarządy, rady nadzorcze), które są najważniejsze w całym tym systemie.

Problem w tym, że potrafią one publicznie zapewniać, że spółka ma się dobrze, że prognozy są jeszcze lepsze, a już kilka miesięcy później udać się do sądu z wnioskiem o upadłość. Pod koniec 2001 roku na Wall Street wybuchł skandal związany z fałszowaniem dokumentacji energetycznego Enronu. O pomoc w ukrywaniu długów firmy i fałszowanie sprawozdań oskarżono audytora Arthura Andersena. Ta afera podważyła zaufanie nie tylko do publicznych spółek na całym świecie, lecz także do branży audytorskiej. U nas nie słychać, aby ktokolwiek domagał się odszkodowania od nierzetelnych prezesów czy audytorów. Nawet liczne instytucje reprezentujące interesy 16 mln klientów. Te wolą pogodzić się ze stratą, tłumacząc się nieistotnym udziałem inwestycji w portfelu.