We Friedmanowskiej opowieści o produkcji ołówków najtęższe głowy nie są w stanie zaplanować dostaw, jeżeli nie pozwolą działać siłom rynku. To ołówki, a co dopiero kredyty dla małych i średnich firm (MSP). Najtęższe głowy Unii Europejskiej podjęły się karkołomnego zadania naprawy rynków finansowych. Kolejne pakiety ratunkowe przyniosły ponad 50 regulacji dla banków i dyrektywy wdrażające pakiet Bazylea III.
Cel szlachetny – wzmocnić banki, zagwarantować płynność, a na wypadek nawrotu kryzysu – wypłacalność. Unijny legislator nie przewidział jednak, że gwałtownie zwiększając fundusze własne banków, ograniczy podaż pieniądza dla firm. Zatem jak u Miltona Friedmana w centralnym planowaniu ktoś gdzieś zawsze czegoś zapomni i ołówki nie dojadą. Tym razem jednak były to kredyty dla MSP. Małe, często bardzo innowacyjne firmy uzależnione od wysokiego ryzyka zostały bez szans na dofinansowanie.
23 mln przedsiębiorstw w Unii to MSP. Generują one ponad połowę całkowitej wartości dodanej. W ostatnich pięciu latach stworzyły 80 proc. wszystkich miejsc pracy w Europie.
Paradoks polega na tym, że banki i duże instytucje finansowe mają dziś nadwyżki gotówki i wręcz poszukują okazji inwestycyjnych, ale nowe surowe reguły gry nie pozwalają im na kredytowanie mniejszych obiecujących przedsięwzięć. Ponad 80 proc. wniosków kredytowych składanych przez MSP jest odrzucanych przez komitety ds. ryzyka. Finansowanie dla nich zmalało w Unii o 7 proc.
Bruksela jednak reaguje. Ma kolejny plan centralnych regulacji, tym razem „na rzecz ułatwienia dostępu do finansowania dla MSP".