Choć może nie wiedzą tego wszyscy dorośli. Ale to, że dorośli się niecierpliwią, gdy dzieci się nie rodzą, to zjawisko nowe. A teraz właśnie niecierpliwią się Niemcy.
Choć demografowie od lat przestrzegali, że społeczeństwa stają się coraz starsze, a zmiany demograficzne będą miały ekonomiczne znaczenie, bo z zarobków coraz mniejszych grup pracowników trzeba będzie zbierać podatki, składki i wypłacać świadczenia dla coraz większej grupy osób starszych, to większość rządów europejskich zachowywała się jak dzieci. Uważali, że mają czas na działania, że mogą jeszcze poczekać i wcale nie muszą zmieniać polityki społecznej, w tym prorodzinnej. A gdy wreszcie uznali, że jest na to czas, to z niecierpliwością wyczekują efektów swojego działania, czyli większej liczby urodzonych dzieci. A dzieci więcej nie ma i szybko pewnie nie będzie.
Jak pokazuje doświadczenie Niemiec i ich zachodniego sąsiada – Francji, polityka prorodzinna przynosi pożądane efekty nie po kilku czy kilkunastu latach, ale niekiedy nawet po kilkudziesięciu.
We Francji od dziesięcioleci istnieje korzystny dla rodzin system podatkowy. A rodziny z dziećmi (i samotne matki) korzystają z wielu ulg oraz świadczeń. Ba, nawet niechętni polityce opiekuńczej liberałowie przyznają, że na chęć posiadania rodziny wpływa krótszy czas pracy w tygodniu oraz dłuższy (w wielu branżach i w administracji publicznej) urlop wypoczynkowy.
Dziś wiele krajów korzysta z doświadczeń Francji: rządy wydłużają płatne urlopy macierzyńskie, stwarzają warunki do tego, by także ojcowie pozostawali w domach z małymi dziećmi. Tworzone są zachęty podatkowe i specjalne świadczenia. Powstają programy rozbudowy infrastruktury opiekuńczej (czyli sposoby na powstawanie większej liczby żłobków i przedszkoli).