Nadchodzący rok 2013 stał się już w powszechnym przekonaniu czasem mocnego spowolnienia gospodarczego. Choć jednak naiwnością byłoby starać się patrzeć na położenie naszej gospodarki przez różowe okulary, warto na chwilę uchylić tę kotarę pesymizmu. W przeciwnym razie widzieć będziemy jedynie obraz wykrzywiony przez pryzmat kryzysowych przepowiedni.
Rzeczywistość gospodarczą odbieramy jako kryzys, obserwując najbliższe otoczenie. Od pewnego czasu obserwujemy pogorszenie się niektórych ważnych wskaźników gospodarczych. Rośnie liczba bezrobotnych, spada konsumpcja, maleje produkcja przemysłowa, płace nie nadążają za inflacją, która pozostaje na poziomie wyższym od założonego celu, wokół słabe nastroje i kasandryczne przepowiednie.
Jednocześnie kryzys kreuje także nowe okazje i wie to każdy przedsiębiorca. Z jakim „kryzysem" mamy jednak do czynienia? Czy czeka nas okres wyłącznie negatywnych zjawisk, na które z obawą wyczekują media i wielu obywateli? Nie przywiązywałbym się do takiego obrazu rzeczy. Poza wyraźnymi oznakami spowolnienia widać bowiem szereg zjawisk i faktów, które wskazują, że polska gospodarka ma siłę i potencjał, by po krótkim spowolnieniu wrócić na ścieżkę wzrostu.
W Polsce nie obserwujemy spadku PKB, lecz jego wolniejszy przyrost. Prognozy mówią o jeszcze wolniejszym w roku przyszłym, bardzo nieliczne spośród nich zakładają recesję. Niekorzystne zjawiska obserwowane na co dzień nie staną się dzięki temu przyjemniejsze, ale jest szansa na to, że będą mniej dotkliwe a ich skutki krótkotrwałe. Świadczą one też o tym, że z uwagi na zmieniające się warunki w gospodarce globalnej, gospodarka polska przechodzi okres adaptacyjny. To zdolność do adaptacji pozwoliła nam na uniknięcie recesji w najtrudniejszym okresie pierwszej fali kryzysu. W 2009 roku nasza gospodarka urosła o 1,7%. Dla porównania, prognozy na obecny rok wskazują na wzrost około 2%, a na rok 2013 zakładają utrzymanie wzrostu powyżej 1%. Oczywiście, to przyrost zbyt mały, by generował nowe miejsca pracy czy zahamował wzrost bezrobocia. Może być jednak znacząco wzmocniony przez odpowiednie działania zmierzające do uelastycznienia rynku pracy i zmniejszenia liczby zawodów regulowanych.
Otwieranie gospodarki
Polska awansowała ostatnio w rankingu Doing Business, trafiając na miejsce 55. z 62. rok wcześniej. Należy dokładać starań, by ta pozycja była jeszcze wyższa, już dziś jednak należy docenić ten skok, który czyni z Polski jednego z liderów zmian na rzecz poprawy warunków prowadzenia działalności gospodarczej. Powody do narzekania dla wielu przedsiębiorców nie znikną z dnia na dzień, kierunek zmian jest jednak dla małego i średniego biznesu korzystny i jest to kurs, który należy konsekwentnie trzymać, chcąc mierzyć się z kryzysowymi trudnościami. Dlatego tak ważne są takie projekty jak deregulacja zawodów, kolejne ułatwienia dla przedsiębiorców, itp. Najważniejszym celem deregulacji jest przecież otwieranie gospodarki polskiej dla nowych podmiotów, nowych przedsiębiorców, nowych szans. Efektem tych działań powinna być nie tylko lżejsza droga na rynek pracy dla młodych ludzi. Zderegulowanie zawodów może stanowić impuls dla dodatkowego przyrostu PKB, nawet powyżej 1 proc. rocznie. Trudno przecenić rangę tej sprawy dla polskich firm, zwłaszcza tych małych i średnich.