Jeden z największych i najstarszych włoskich banków Monte dei Paschi jest już po raz trzeci ratowany z pieniędzy podatników w ciągu ostatnich 4 lat. Tym razem rachunek opiewa na 3,9 mld euro. Skandal zatacza coraz szersze kręgi,  bo pierwszej pomocy udzielał jeszcze rząd Silvio Berlusconiego, a  sygnały o podejrzanych transakcjach  Monte dei Paschi nadeszły już  w 2010 roku, kiedy Mario Draghi – dziś prezes Europejskiego Banku Centralnego – był gubernatorem Banku Włoch.  Natomiast   bank ze Sieny związany jest z lewicą,  a głównym udziałowcem fundacja bankowa, którą lewica kontroluje. Krótko mówiąc, umoczone są   wszystkie opcje polityczne.

Natura transakcji  na instrumentach pochodnych, jakie przeprowadzał bank,   nie jest dokładnie znana, ale wygląda na to, że miały ukryć straty poniesione na innych operacjach z derywatywami.  W każdym razie dziurę w bilansie ocenia się na prawie miliard euro.  Premier Monti  broni się, że skarb udziela tylko pożyczki bankowi  i to dobrze  oprocentowanej – na 9 proc., z możliwością jego wzrostu. Żyć nie umierać, pod warunkiem, że Monte dei Paschi spłaci pożyczkę. Na razie mówi się, że nie spłaci i wówczas zostanie znacjonalizowany,  co przynajmniej teoretycznie da szanse na odzyskanie pieniędzy.

Wprawdzie linia lotnicza to nie bank, ale mamy sporo podobieństw. W pompowanie pieniędzy podatników w  LOT, albo w fatalne zarządzanie nim,  uwikłane są kolejne rządy lewicy, prawicy i centrum.  LOT-owi  też udzielono   pożyczki – na pół roku (wysłałem pytania do Ministerstwa Skarbu kto podjął decyzję o niej, czy była autoryzowana przez ministra finansów i na jakich warunkach jej udzielono, o odpowiedzi rzecz jasna poinformuję).  Też wiadomo, że szansa odzyskania tych pieniędzy jest niewielka. Skoro LOT nie płaci terminowo bieżących rachunków,  mimo że od pasażerów w przedsprzedaży ściąga setki milionów złotych, o ile nie miliard lub więcej, to z czego ma ją spłacić?  LOT też popłynął na fatalnych transakcjach na instrumentach pochodnych i fatalnym zarządzaniu, też jego straty okazały się zaskoczeniem itd., itd.

Oczywiście są też liczne różnice, ale dwie wydają się najciekawsze. Po pierwsze LOT już jest państwowy. Więc gra jaką uprawia polski rząd odbywa się już wyłącznie na koszt i ryzyko podatników.  W przypadku włoskiego banku straty mogą jeszcze ponieść jego akcjonariusze. Po drugie, premier Włoch od razu zrobił dobrą minę do złej gry i powiedział, że ratowanie banku to świetny interes. Polski premier, jak podała  w piątek PAP, stwierdził natomiast, że „dotychczasowe działania ministra Budzanowskiego w sprawie LOT go  nie satysfakcjonują". Tyle, że nie wiadomo jakie jest źródło tego niezadowolenia. Czy, chodzi o to, że Budzanowski działa za wolno, czy też że w ogóle zajął się reanimowaniem trupa i wyrzucił pieniądze.  To drugie wydaje się niestety mniej prawdopodobne.