Wydawałoby się, że im więcej konkurentów na tym rynku, tym lepiej dla klientów. Jest jednak jedno „ale".
Strategia kablówek przewiduje bowiem podbieranie abonentów innych dostawcom Internetu, a na celowniku znaleźli się zarówno lokalni gracze, jak i TP czy Netia. Potencjalnych klientów kablówki chcą skusić większą szybkością łączy i zapewne atrakcyjnymi cenami. Jednak co dalej? Sieci kablowe zasłynęły już nie raz jako ci dostawcy, którzy nie radzą sobie z jakością obsługi klienta. Najwięcej skarg na dostawców Internetu, jakie wpływają do UKE, dotyczy właśnie kablówek.
Jest i drugie „ale". Jako mieszkanka przedmieść Warszawy odczuwam je na własnej skórze. Wraz z granicą wielkiego miasta kończy się bowiem możliwość wyboru operatora łącza internetowego. Sieci kablowe i lokalni operatorzy stacjonarni tu nie docierają – bo poza miastem dominują nie blokowiska, tylko domy jednorodzinne albo osiedla szeregowców. Koszt podłączenia każdego abonenta jest wyższy niż w mieście To się po prostu firmom nie opłaca.
Pozostaje więc zwykle TP. I to nie wszędzie, bo okazuje się, że w wielu miejscach oddalonych tylko o 20 km od ścisłego centrum Warszawy można skorzystać już tylko z oferty operatorów komórkowych. A wiadomo, że szybkość i jakość łączy mobilnych bywa różna, zwłaszcza jeśli nie znajdujemy się w zasięgu sieci LTE. Tutaj aż prosi się, żeby pojawił się operator sieci kablowej z ofertą łącza stacjonarnego. Czy pojawi się w najbliższym czasie? Raczej wątpliwe.
Tak więc wojna pomiędzy dostawcami Internetu niekoniecznie musi skończyć się pomyślnie dla nas, klientów.