Czy wpadniemy w pierwszą od początku transformacji recesję? To temat, który zaczyna nabierać na znaczeniu. Pytanie ciekawe, intrygujące, ważne, złowrogie, może nawet w krótkim okresie kluczowe. Prawdę mówiąc jednak, to co się stanie z polską gospodarką w najbliższych miesiącach, choć wzbudza we mnie wielkie zainteresowanie, nie prowadzi mnie do większego zaniepokojenia. Recesje zdarzały się wielu krajom wielokrotnie.
Dużo bardziej ciekawi mnie odpowiedź na pytanie, czy ta recesja nie będzie symbolem gorszych czasów? Czy w ogóle będziemy się rozwijać? Nie chodzi o samą dynamikę PKB, która pewnie poprawi się w porównaniu z miernym stanem dzisiejszym. Chodzi o to, czy będziemy rosnąć szybko.
Żeby się rozwijać, musimy nie tylko ciężko pracować, budować drogi i przyciągać inwestorów produkujących części do części do części różnych maszyn wytwarzanych za granicą, ale również inwestować w nowe pomysły. A tego nie robimy. Uparcie, jakby na złość samym sobie (patrotycznie piszę w pierwszej osobie), wbrew globalnym trendom, prawie nic nie wydajemy na pomysły.
Na badania i rozwój, czyli działania związane z wymyślaniem i wprowadzeniem nowych produktów, wydajemy w granicach 15 mld złotych rocznie – prawie najmniej w OECD. Dotyczy to i sektora prywatnego i publicznego. Tymczasem sam Samsung wydaje na ten cel ok. 10 mld dolarów, czylu 30 mld zł. Wspominam o tej firmie nie przypadkowo – łatwiej bowiem porównywać się z kimś, kto ktoś jeszcze niedawno był w globalnej konkurencji słaby, a urósł do pozycji silnego. Przecież takie są nasze ambicje.
Ale czy w ogóle jest to temat, którym ktoś się interesuje? Nie mówię o wąskich gronach ekspertów, którzy debatują w dusznych salach konferencyjnych, popiając nieśmiertelną wodę Ostomecko i zagryzając kruche ciastka z marmoladką w środku. Mówię o mediach masowych, o politykach, ludziach na ulicy, rodzinach. Raczej rzadko.