26 mln zł. Majątek takiej wartości zapewnia miejsce w gronie najbogatszych w Polsce. Tak wynika z pierwszej w kraju Listy 500 największych polskich przedsiębiorców magazynu „Sukces". Wprawdzie dla przeciętnego Polaka to kwota kosmiczna, ale w coraz bardziej zglobalizowanym biznesie jest wręcz symboliczna.
Łączna wartość udziałów i akcji, które należą do 500 najbogatszych przedsiębiorców, to 117 mld zł. Niby dużo, ale w przeliczeniu na euro (28 mld euro) to niewiele więcej niż majątek jednego tylko najbogatszego przedsiębiorcy w Niemczech Karla Albrechta (współzałożyciela sieci Aldi) i niespełna połowa wartości biznesu Meksykanina Carlosa Slima Helu, lidera listy globalnych krezusów magazynu „Forbes".
Wśród ponad 1400 miliarderów w tamtym zestawieniu jest tylko czterech Polaków – na czele z Janem Kulczykiem, który awansował na 384. miejsce. Nawet więc biznesmenom z czołówki listy „Sukcesu" (wydawanego – tak jak „Rz" – przez spółkę Gremi Media) daleko do najbogatszych przedsiębiorców na Zachodzie, choćby w Niemczech.
Dystans, który nadal dzieli czołówkę polskich biznesmenów od liderów z Zachodu, nie dziwi prof. Witolda Orłowskiego, członka Rady Gospodarczej przy Premierze. Jak zaznacza, podobnie jak polski robotnik ma prawo zazdrościć znacznie wyższych dochodów robotnikowi niemieckiemu, tak samo przeciętny bogaty przedsiębiorca w Polsce może pozazdrościć milionerowi za Odrą. Tym bardziej że – jak podkreśla prof. Orłowski – łatwiej jest dogonić kogoś zamożniejszego pod względem dochodów niż pod względem majątku, który odkłada się latami, niekiedy przez pokolenia.
Polscy przedsiębiorcy-milionerzy nie dość, że są nieliczni i na tle Europy Zachodniej niezbyt zamożni, to zwykle działają w tradycyjnych branżach – najczęściej dorabiali się w handlu i w przemyśle spożywczym. Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, widzi w tym skutek lat komunizmu. – W gospodarkę rynkową weszliśmy bez kapitału. W rezultacie większość polskich przedsiębiorców zaczynała biznes w branżach, w których nie mając kapitału, można było konkurować ceną, budując firmę krok po kroku – mówi Kaźmierczak.