Kiedy na początku ubiegłego wieku Henry Ford wkroczył na rynek motoryzacyjny ze swoim modelem „T", zrewolucjonizował masowy transport. Samochody istniały oczywiście już wcześniej, ale dopiero Ford dzięki innowacyjnej taśmie produkcyjnej był w stanie obniżyć ich cenę do takiego poziomu, że stały się produktem dostępnym dla ludu. Domyślam się, że producenci dyliżansów, woźnicy, hodowcy koni, stajenni i generalnie cała ówczesna lądowa branża przewozowa miała wtedy nietęgie miny, na horyzoncie pojawiło się widmo bankructwa. Postęp technologiczny z pewnością zaskoczył wiele takich przedsiębiorstw.

Wall Street Journal opublikował właśnie ranking najlepszych i najgorszych zawodów w 2013 roku. Na najwyższej pozycji znalazł się aktuariusz, czyli osoba zajmująca się obliczaniem ryzyka projektów finansowych. Dalej widzimy zawody typu, inżynier oprogramowania, inżynier biomedyczny... Generalnie zaskoczenia jakiegoś nie ma. Nie od dziś wiadomo, że bardzo specjalistyczne wykształcenie daje pewny fach w ręku i stabilną, nieźle płatną pracę.

Na drugim końcu zestawienia, które liczy 200 pozycji widzimy między innymi redaktora publikacji (168), fotoreportera (188), a na samym dnie dziennikarza prasowego (200).

Branża mediów drukowanych jest w kryzysie. Widać to nie tylko w rankingu Wall Street Journal. Potwierdzają to olbrzymie spadki sprzedaży gazet na całym świecie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że biznes ten został zaskoczony rewolucją internetową i nie do końca ma pomysł jak sobie z tym problemem poradzić. Pojawiają się różne próby wstrzelenia się w nowy trend technologiczny. Płatne treści, wydania tabletowe, coraz sprytniej wkomponowana reklama. Wciąż jednak wszystkie te zabiegi nie dają zadowalających efektów w postaci odpowiednich przychodów. Poczynania te przypominają trochę te pierwsze „przedfordowskie" samochody. Niby technologia jest, ale brakuje dostosowania jej do masowego odbiorcy. Właściciele gazet na całym świecie mają więc trudny orzech do zgryzienia.

Popyt na informację zawsze był, jest i nadal będzie wysoki. Tak jak potrzeba przemieszczania się. W branży medialnej drzemie więc z pewnością wielki potencjał biznesowy. Musi tylko znaleźć się taki Henry Ford, który przesadzi nas w końcu z dyliżansu do samochodu.