Nie wszyscy czytelnicy wiedzą, że obecna dyskusja o OFE bardzo przypomina zajście w ciążę. Też wydarzyła się przez przypadek. W marcu 2011 r., kiedy rząd przepychał nowelizację ustawy obniżającą składkę do funduszy emerytalnych, z sali sejmowej zgłoszono poprawkę zobowiązującą Sejm do analizy skutków noweli po dwóch latach. W natłoku wydarzeń nikt się specjalnie tym wnioskiem nie przejął. I przeszedł on niemal przez aklamację.
Surowe prawo, ale prawo. Dwa lata minęły (23 marca) i Sejm musi się zająć analizą, a rząd musi przygotować swoje stanowisko w tej sprawie. Oczywiście w marcu okazało się, że rząd żadnego stanowiska nie ma. Do zaoferowania ma jedynie szum medialny, w którym dominowały przecieki o całkowitym zaborze składek i likwidacji OFE. Zamęt dodatkowo potęgowały media, Leszek Balcerowicz i same PTE, zgłaszając kuriozalną propozycję jednorazowej wypłaty emerytury.
Szum opada i powoli wyłania się przewidywany kształt zmian. Są bardziej kosmetyczne niż rewolucyjne. Rząd prawdopodobnie zadowoli się likwidacją pobieranej przez OFE opłaty od składki (zmiana dobra dla oszczędzających) i stopniowym przenoszeniem składek z OFE do ZUS na dziesięć lat przed osiągnięciem przez klienta funduszu wieku emerytalnego (budżet państwa w pierwszym roku zyska ok. 13 mld zł, a w kolejnych latach ok. 5 mld zł). Na pociechę PTE prawdopodobnie nie zmniejszy się odpis przekazywanej im składki i niewykluczone, że nieco zwiększy się swoboda inwestowania.
W całej tej sprawie zapewne trochę jeszcze namiesza Sejm, coś uchwalając przez przypadek. Najbardziej prawdopodobne, że wprowadzi dobrowolność wyboru między OFE a ZUS. Brzmi to bardzo ładnie, bo kto z nas jest przeciwko temu, aby ludzie mieli więcej wolności. Ale nikt z uczonych w prawie nie wie, jak to zrobić bez łamania zasady, że prawo nie działa wstecz. Jakoś to jednak posłowie sformułują i dzięki temu Trybunał Konstytucyjny nie będzie się nudzić.
O takim miękkim rozwiązaniu zdecyduje moim zdaniem sprawa zewnętrznych kosztów bardziej radykalnych zmian w OFE. Zmiany takie wywołałyby perturbacje na rynkach finansowych. Polska prawdopodobnie utraciłaby szansę na poprawę ratingu, a z rekordowo niską rentownością obligacji najpewniej trzeba by się na pewien czas pożegnać. Taka hipoteza oznacza, że tak naprawdę dyskusja nie sprowadza się do tego, co lepsze: ZUS czy OFE i czy z systemu kapitałowego trzeba zrezygnować. Chodzi głównie o to, czy możliwa byłaby tania rezygnacja.