Miał zwalniać ludzi z pracy, a zatrzymał proces ograniczenia zatrudnienia. Miał oddawać samoloty, a nie dość że tego nie zrobił to wynajmuje nowe, większe. Miał zmniejszyć liczbę tras obsługiwanych przez Lot, a nie tylko powstrzymał proces rozpoczęty przez znacznie bardziej subordynowanych poprzedników. Zamiast tego przywraca zamknięte, bądź zawieszone połączenia. Podczas, gdy w dokumentach ma plany ostrego dobrania się do kieszeni pasażerów, w rozmowie z „Rz" mówi o tym, że zastanawia się, czy przewóz bagażu w Locie nie jest zbyt drogi. I mówi, że nie ma planu „B", po przyszedł rozwijać Lot, a nie go zwijać. Czy tu jest sprzeczność? Jest, ale pozorna. Bo żeby ciąć, tak jak tego z pewnością zażąda Komisja, trzeba mieć z czego ciąć. Stąd dzisiaj maksymalizowanie zysków, poszukiwanie pieniędzy, wynajmowanie dużych samolotów, żeby potem pokazać dyscyplinę, tak jak tego będzie oczekiwała Bruksela.
W tym przekonywaniu urzędników od restrukturyzacji paradoksalnie pomogą Lotowi kłopoty z dreamlinerem, które wcale nie muszą zaowocować stratami. Komisja z pewnością zauważy i te kłopoty Lotu, a także przyjrzy się dokładnie, jak linia radzi sobie w tak stresowej sytuacji. Nie mówiąc już, że Boeing uważnie słucha pohukiwań Mikosza i widzi jego prężenie muskułów kiedy mówi o tym, że dreamliner to świetny samolot, ale ma jedną wadę: nie lata. Ta wada ma być usunięta w najbliższych dniach i trzeba będzie usiąść z Boeingiem do negocjacji o odszkodowaniu. Wtedy okaże się która strategia okaże się skuteczniejsza - ta Lotu, czy pozostałych przewoźników, którzy nie pokazują swojego zdenerwowania, ale nie ukrywają, że na negocjacje przyjdzie czas. Inna sprawa, że żaden z 7 przewoźników, który odebrał dreamlinery nie jest w tak dramatycznej finansowej sytuacji, w jakiej znalazł się Lot.
Co by jednak nie stało się w Locie i jakich cudów by nie dokonał Mikosz i tak nawet zezwolenie Komisji Europejskiej na udzielenie pomocy publicznej nie doprowadzą do tego, że Lot przetrwa samotnie. Teraz chyba bardziej, niż kiedykolwiek potrzebny jest polskiemu przewoźnikowi odpowiedni inwestor z dobrym planem dla polskiego przewoźnika, nie tylko z chęcią przejęcia naszego rynku, ale i pomysłem na udział tej linii w europejskiej konsolidacji. Bo przecież poza wszystkim każda pomoc publiczna, nawet ta od właściciela i tak musi zostać zwrócona. Czy uda się takiego znaleźć? I to w tym roku? Bo o sprzedawaniu „rodowych sreber" w roku wyborczym raczej lepiej zapomnieć.
To jedno z najważniejszych pytań do nowego ministra skarbu, który z dobrodziejstwem inwentarza dostał jedno z najtrudniejszych zadań - sprzedać Lot z przyległościami (bo takie są plany) w czasie kryzysu i po tym, jak fala konsolidacji w europejskim lotnictwie kilkanaście miesięcy temu na dobre już minęła.